W filmie na przywódców III Rzeszy polują Żydzi, nazywani przez tropiącego ich esesmana szczurami. Głowy nazistów są rozbijane kijami golfowymi, na ich czołach wyrzynane są swastyki, a skalpy służą jako wojenne trofea. Hitler jawi się jako groteskowa marionetka, płacząca ze wzruszenia na widok celnie strzelających żołnierzy Wehrmachtu. Zamiast w berlińskim bunkrze, führer ginie w paryskiej Dzielnicy Łacińskiej, spalony żywcem na rok przed oficjalnym zakończeniem wojny w wyniku operacji aliantów pod kryptonimem Kino.
Krwawych jatek na ekranie, tak cenionych przez nastoletnich fanów Tarantino i obficie serwowanych na deser w każdym jego filmie, jednak za wiele nie ma. Nie licząc kilku stosunkowo krótkich i wcale nie aż tak brutalnych scen, zdecydowana większość dwuipółgodzinnego filmu toczy się w zaciszu, przeważnie przy kawiarnianym stoliku, przy którym ukrywający swoją prawdziwą tożsamość bohaterowie w napięciu popijają mleko i prowadzą wielopiętrowe, pokerowe rozmowy, trwające niekiedy nawet ponad 20 minut.
To chyba pierwsze wojenne widowisko, w którym nie zostaje pokazana twarda frontowa walka ani sunące po okopach czołgi, dywanowe bombardowania, obozy koncentracyjne, komory gazowe. I w którym o Sowietach wspomina się anegdotycznie jak o mięsie armatnim, służącym jako tarcza do strzelania niemieckim amatorom-snajperom, za co zresztą jeden z nich (300 trupów w dwa dni) zostaje okrzyknięty gwiazdą filmową.
W podzielonej na pięć rozdziałów epopei toczy się oderwana od rzeczywistości surrealistyczna gra. Coś w rodzaju opowieści science fiction w umownej przestrzeni, na obcej planecie, w alternatywnym świecie o nazwie kino. Owa gra sprowadza się do pastiszu starych i nowych chwytów stosowanych przez rozmaitych filmowców. Do mnożenia zgrabnych i mało wyrafinowanych aluzji, cytowania – jak zwykle u tego autora – dość wulgarnych dowcipów, sprytnych podróbek cudzej narracji, prowadzenia wariackich dialogów, których pointą bywa ostra wymiana zdań, oczywiście nie na temat Holocaustu, tylko przykładowo reżyserskich osiągnięć G.