Szwedzka prasa zapowiada, że rząd zgodzi się wkrótce na budowę niemiecko-rosyjskiego gazociągu przez Bałtyk. Zresztą szefowie Nord Stream nie mieli co do tego wątpliwości i już od roku gromadzą na terytorium szwedzkim materiały do budowy, najpierw na Gotlandii, a ostatnio w porcie promowym Karlskrona. Fiński minister spraw zagranicznych Aleksander Stubb powiedział w Sztokholmie, że jeśli nie będzie poważnych przeszkód ekologicznych (on ich nie widzi), to również i jego rząd wyrazi zgodę na budowę.
Z takim rezultatem należało liczyć się od początku. Gazociąg północny narusza niewątpliwie nasze interesy ekonomiczne. Ale prawo morza z 1982 r. zakłada nie tylko wolność żeglugi i przelotu, ale też wolność układania podmorskich kabli i rurociągów. Ograniczeniem mogłyby być względy ochrony środowiska morskiego, ale w takich przypadkach konieczna byłaby jedynie zmiana trasy rurociągu. Szefowie Nord Streamu wyrazili gotowość do takich zmian i już zmienili projekt w kilku miejscach.
W Polsce, jak w Skandynawii, w walce przeciwko rurociągowi posługiwaliśmy się głównie kwestią ochrony środowiska. Często jednak stawaliśmy się w tej walce mało wiarygodni. Na seminarium ekologicznym w Helsinkach wysoki przedstawiciel polskiej administracji ochrony środowiska straszył zebranych, że konsekwencje zbudowania rurociągu będą gorsze niż wybuch bomby atomowej nad Hiroszimą. Tymczasem naukowcy szwedzcy twierdzili ostatnio, że może on być korzystny dla życia biologicznego, dając np. osłonę rybom przed trałami, które przeorują morskie dno. Takich obserwacji dokonano na Morzu Północnym, gdzie wzdłuż rurociągów obowiązuje zakaz połowów. Ryby chronią się także wokół innych konstrukcji podwodnych, filarów mostu łączącego Danię ze Szwecją czy też zwalonych platform naftowych.