Archiwum Polityki

Indyk w bąblach

Kryzys światowy wziął się stąd, że globalny system finansów opierał się na modelach matematycznych, których związek z rzeczywistością był co najmniej wątpliwy. Nie uwzględnia­ły one

Lata 90. były okresem masowego odpływu najzdolniejszych fizyków i matematyków z laboratoriów naukowych na całym świecie. Ruszyli na Wall Street kuszeni przez finansistów, podobnie jak niegdyś alchemicy przez możnowładców, fortuną w zamian za wynalezienie kamienia filozoficznego – formuły mającej zapewnić możliwość powiększania zysków bez ryzyka katastrofy.

Zglobalizowany rynek finansowy stwarzał nieograniczone możliwości pomnażania fortun za pomocą kolejnych innowacji, które polegały na jednym: zamianie ryzyka w pieniądz. Policzyć można wszystko: ryzyko, że pożyczkobiorca nie spłaci kredytu hipotecznego, i zagrożenie, że kurs walut zapisany w opcjach terminowych w momencie ich wykupu będzie radykalnie się różnił od rzeczywistego. Wyniki tych spekulacyjnych rachunków można dalej łączyć, budując skomplikowane instrumenty finansowe, w których np. wysokie ryzyko, że amerykański bezrobotny wziął pożyczkę na dom przekraczającą jego możliwości spłaty, zostanie zniwelowane z naddatkiem dzięki temu, że wartość tej nieruchomości będzie rosła szybciej niż koszt kredytu.

Twórcy tych modeli, w tym wybijający się wśród nich David X. Li, błyskotliwy matematyk pochodzenia chińskiego, zacierali już ręce w oczekiwaniu na Nagrodę Nobla – wszak zamienili całą złożoność rynków finansowych w dość prostą w sumie formułę, zwaną w naukowym języku Gaussian copula function. Wyrafinowana i elegancka miała jednak istotną wadę – kiepsko odnosiła się do rzeczywistości. Po to bowiem, by móc liczyć ryzyko, trzeba wiedzieć, jakie są statystyczne właściwości świata, czyli wiedzieć, z jaką regularnością występują różne zdarzenia i jakie są między nimi zależności. Wiadomo np., że wzrost ludzi w danej populacji rozkłada się wokół pewnej wartości średniej.

Polityka 36.2009 (2721) z dnia 05.09.2009; Nauka; s. 64
Reklama