Całe szczęście, że naszych stoczni nie kupiła podejrzana spółka z Kataru, bo minister Grad poinformował właśnie o wpłynięciu równie atrakcyjnej oferty od znacznie solidniejszego inwestora katarskiego. Podobno ma on tak dużo pieniędzy, że sam nie wie już, co kupować, dlatego oferta kupna naszych stoczni wydaje się w sam raz dla niego.
Szanse na sukces transakcji ma gwarantować fakt, że szefem rady nadzorczej nowego inwestora jest szejk Tamim bin Hamad Al-Thani, syn emira Kataru, zaś prezesem – pełniący funkcję premiera Kataru szejk Hamad bin Jassin bin Jar Al-Thani, z którym spotkał się niedawno we Francji premier Tusk. Jak wiadomo, podczas obiadu złożonego z tradycyjnych dań katarskich premier Kataru obiecał naszemu premierowi konkretną pomoc „na tyle, na ile może pomóc”. Obietnica dotyczyła co prawda sprawy poprzedniego katarskiego inwestora, ale z lektury prasy wiemy, że premier Kataru jest czwartym kuzynem absolutnego władcy Kataru, emira Hamada bin Chalifaha Al-Thaniego, czyli tego samego, którego syn kieruje radą nadzorczą nowego inwestora. (Z doniesień mediów wynika zresztą, że radą nadzorczą poprzedniego inwestora katarskiego także kieruje syn emira Kataru, pytanie tylko, czy ten sam, czy jakiś inny).
Biorąc pod uwagę, że w Katarze, wszyscy ubierają się tak samo, trzeba oczywiście zadać pytanie, czy premierowi Tuskowi zorganizowano we Francji spotkanie z właściwym szejkiem – premierem Kataru czy tylko z jakimś kuzynem? Wątpliwości budzi także nieprzejrzysta struktura rodziny emira Kataru, dlatego CBA powinno zbadać, czy struktura ta nie została celowo zagmatwana i czy istnienie tak dużej rodziny nie jest przypadkiem sprytnym przekrętem obliczonym na skompromitowanie ministra Grada.