Archiwum Polityki

Baty od taty

Trenowanie własnego dziecka to układ pułapek. Sztuką jest ominąć jak najwięcej z nich.

Na trenera się narzeka, miewa się go serdecznie dość, zwłaszcza gdy bez mrugnięcia okiem ordynuje tysięczny raz to samo ćwiczenie, zdaniem podopiecznego całkowicie już pozbawione sensu. Czasem się go obgaduje albo lekceważy. Zawodnika trzeba raz na jakiś czas obsztorcować, w żołnierskich słowach przypomnieć listę priorytetów, w skrajnych wypadkach, kiedy nie działają już prośby ani groźby, bierze się go za kołnierz i wyrzuca za drzwi. Najwyżej każdy pójdzie w swoją stronę. Mówi się trudno.

Ale kiedy na sali gimnastycznej czy boisku w sprawach zawodowych schodzą się rodzic i dziecko, nagle okazuje się, że pole manewru jest wąskie. – Sport rodzi konfliktowe sytuacje, a gdy mamy do czynienia z układem rodzinnym, to przecież w grę wchodzą emocje, uczucia – mówi Mateusz Kusznierewicz, żeglarski mistrz olimpijski i świata. Tata Zbigniew nigdy go nie trenował, ale za to służy radą, bo jest fachowcem od aero- i hydrodynamiki, a taka wiedza w żeglarskich wyścigach jest na wagę złota. – Trenowanie pod okiem ojca to nie dla mnie. Za dużo widziałem w sporcie skrzywionych relacji przy okazji takiej pracy. Wydaje mi się, że mniej więcej jeden na dziesięć przypadków przynosi efekty – ocenia.

Robert Piotr Radwański, ojciec i trener najlepszych polskich tenisistek Agnieszki i Uli, uważa, że pranie rodzinnych relacji z emocji to strata czasu. – Bywa się wtedy zbyt pobłażliwym albo nadmiernie surowym. Trzeba jednak nauczyć się patrzeć na rzeczywistość chłodnym okiem. A to trudne, kiedy dotyczy własnych dzieci – wyznaje.

Od sportu trudno uciec, gdy wokół niego wszystko się kręci.

Grzegorz Wagner, syn Huberta, twórcy sukcesów męskiej reprezentacji siatkarskiej w połowie lat 70.

Polityka 35.2009 (2720) z dnia 29.08.2009; Ludzie i obyczaje; s. 82
Reklama