Gra wokół publicznych środków przekazu, radia i telewizji, oparta jest dokładnie na schemacie dziecinnej zabawy w komórki do wynajęcia. Uczestnicy tej zabawy stoją wewnątrz narysowanych patykiem kółek, co jakiś czas wymieniając się zajmowanymi przez siebie komórkami, co trzeba jednak robić bardzo szybko i znienacka, ponieważ komórek jest o jedną mniej niż osób grających i zawsze jedna osoba pozostaje na lodzie, bez komórki. Jak były prezes Andrzej Urbański na przykład.
Zasady te wprowadził do gry o media PiS, zmieniając pospiesznie, w nocy, ustawę o radiofonii i telewizji, i od tej pory inni uczestnicy gry medialnej trzymają się ich, działając z zaskoczenia. Stąd też co jakiś czas mamy nagłą zmianę komórek, prezesów, rad nadzorczych czy składu KRRiT, czym zajmują się potem sądy rejestrowe, a prasa docieka, czyimi ludźmi są kolejno pojawiający się w tej grze i coraz mniej znani szerszej opinii gracze.
Medialna gra w komórki do wynajęcia, w przeciwieństwie do dziecinnej, nie jest zabawą całkiem bezinteresowną, chodzi tu bowiem o nieźle płatne posady i jeszcze korzystniejsze wielomiesięczne wypowiedzenia, nie mówiąc też o krótkich okresach, w których poszczególni gracze siedząc w zdobytych już komórkach mają do dyspozycji środki finansowe i mogą je przeznaczać na realizację programowych pomysłów swoich znajomych. Charakterystyczną cechą tej gry jest także to, że pasjonując się zamianą komórek pomija się niemal wszystkie ważne i wymagające nieco głębszego zastanowienia tematy, związane z mediami publicznymi i mediami elektronicznymi w ogóle – ich teraźniejszością i przyszłością.
Tymczasem w skali globalnej dokonuje się rewolucja techniczna prowadząca do zmiany charakteru współczesnych mediów elektronicznych w ogóle, którą Henry Jenkins (ogłaszany może nieco na wyrost McLuhanem XXI w.