Kiedyś, dawno temu, mieszkała w pięknie urządzonej pracowni na warszawskiej Starówce. Miała wszystko: talent, sławę, pieniądze, luksus i urodę. Sznur sławnych mężczyzn zabiegał o jej względy. Ale miała też przeklętą nadwrażliwość, która nie pozwala przejść obojętnie obok cierpiącego zwierzęcia. I którą ludzie potrafią fantastycznie wykorzystywać. Bo wiadomo, że wystarczy przywiązać jej przed drzwiami psa albo postawić pudełko z kotem. Przecież będzie musiała wyjść kiedyś z domu. Wychodziła i brała – piątego, dziewiątego, siedemnastego.
Gdy w pracowni mieszkało z nią 86 kotów i 22 psy, czego sąsiedzi nie wytrzymywali, wyprowadziła się do Boguszyc pod Rawą Mazowiecką, gdzie założyła schronisko dla swoich zwierząt. I fundację o nazwie Ostatnia Szansa. Na początku to był raj: przestrzeń, zieleń, powietrze. Siostra, Alicja Wahl, dała bowiem Bożenie pieniądze na nowy dom, w którym miała mieć pracownię malarską.
Ale szybko zaczęło się to samo co na Starówce. Psy wyrzucane z samochodów przed bramą, przerzucane przez siatkę; ciągłe telefony: pani weźmie, bo przywiązany do drzewa w lesie albo zdycha przy drodze. Albo ktoś robi z psów smalec i trzeba znaleźć natychmiast lokum dla 40, które jeszcze nie zostały przetopione.
Jeździ do rolników i podrzuca jedzenie łańcuchowym szkieletom. Ukradkiem, bo chłopi przepędzają wariatkę. Wykupuje psy od dręczycieli. Kiedy pewna kobieta i jej 70 psów musi się wynieść ze Starachowic, jak ona niegdyś ze Starówki, przygarnia kobietę i psy. Przechodzą na utrzymanie fundacji.
Nie wyznacza sobie pensji za prowadzenie schroniska i fundacji. Bożenie Wahl nie przychodzi to w ogóle do głowy.
Pieniądze za sprzedane obrazy też oddaje na psy. Od lat chodzi w darowanych przez ludzi ubraniach. Nigdy nie była na urlopie, na wczasach.