Wielkie w Polszcze poruszenie, radny mazowiecki Brudzyński, defensor fidei, oburzony koncertem Madonny w dzień Wniebowzięcia Maryi, zapowiada krucjatę. Pod jego sztandarami gromadzą się prawdziwi obrońcy wszystkiego, co drogie sercu każdego Polaka, czyli festynów z grillem, a nie jakichś tam koncertów. Radnego gorszy „prowokacyjny pseudonim” piosenkarki (choć nie trzeba wielkiego zachodu, żeby sprawdzić, że „Madonna” to po prostu pierwsze imię Madonny Louise Ciccione, córki włoskiego imigranta z Abruzzów) i fakt, że „żyje z facetem, który ma na imię Jesus” (choć Jesus to popularne imię, wyrastające z katolickich obyczajów Ameryki Południowej, do której wprawdzie nikt nie zapraszał hiszpańskich i portugalskich misjonarzy, no ale skoro już są...); najwyraźniej w oczach radnego Brudzyńskiego ktoś, kto nazywa się Jesus, powinien w ogóle zrezygnować z seksu. A już zwłaszcza z kobietą, która nazywa się Madonna. Strach dodawać, że Jesus ma na nazwisko Luz, czyli Światło, bo to też, zapewne, zakrawa na świadome bluźnierstwo, zaplanowane z iście makiaweliczną przebiegłością nie wiadomo ile pokoleń temu.
„Wybór takiej właśnie daty, dokonany przez skandalizujących specjalistów od wizerunku Madonny […], nie wydaje się być dziełem przypadku” – możemy przeczytać w petycji radnego mazowieckiego. Oczywiście. Ba, więcej, jest po prostu dziełem szatana. Przypomnę, że nie tak dawno bp polowy Płoski dowodził, że ibn Laden uderzył w WTC z rozmysłem akurat w okrągłą 418 rocznicę bitwy pod Wiedniem, gdzie polska husaria rozgromiła muzułmańską ciżbę. I co z tego, że specjaliści od wizerunku Madonny wiedzą pewnie o Polsce mniej więcej tyle, że leży gdzieś między Francją a Kaukazem, zaś ibn Laden zapytany o Sobieskiego mógłby tylko wzruszyć ramionami; przekonanie, że cały świat myśli kategoriami naszego gumna, jest przemożne.