Żubr, gatunek w ostatniej chwili ocalony od zagłady, w czym największe zasługi mają Polacy, jest zagrożony. To nic, że na całym świecie na wolności żyje ich ponad 2300, a w samej Polsce można je spotkać w Puszczach Białowieskiej, Knyszyńskiej i Boreckiej, w lasach zachodniopomorskich oraz w bukowych kniejach Bieszczadów. Wszystkie żubry nizinne pochodzą od zaledwie kilku zwierząt wybranych do hodowli spośród ocalałych w ogrodach zoologicznych i zwierzyńcach po tym, jak w 1919 r. padł w Puszczy Białowieskiej ostatni rogaty olbrzym żyjący na wolności.
Wspólne dziedzictwo oznacza, że zestaw genów potomków jest niemal identyczny. A za tym idzie identyczna wrażliwość na zmiany środowiska i choroby, grożąca katastrofą, gdyby pojawił się wyjątkowo złośliwy wirus, bakteria lub inny patogen. Żeby zapobiec nieszczęściu, jakim byłaby zagłada zwierzęcia będącego wizytówką Polski, zespół naukowców z Zakładu Badania Ssaków (ZBS) PAN w Białowieży zdobył pieniądze m.in. z Unii Europejskiej, z programu Life, umożliwiające nie tylko stały monitoring najliczniejszej z 30 wolno żyjących populacji tego gatunku na świecie, ale także na wprowadzenie elementów nowoczesnej ochrony.
– Jednym z naszych największych osiągnięć jest zmiana nastawienia mieszkańców puszczy do żubrów – mówi Dorota Ławreszuk, koordynator administracyjny unijnego programu nazwanego Krainą Żubra. – Kiedyś rolnicy traktowali je jak szkodniki, teraz przechwalają się, że z ich stogu lub brogu stada jedzą siano.
Wieś Babia Góra powstała na skraju puszczy w XVII w. jako osada królewskich strażników
chroniących białowieską knieję. Na łąkach stoją stogi. Na oko nie wyróżniają się niczym. – Zdradzę, dlaczego żubry zjadają moje siano – uśmiecha się z dumą rolnik.