Jak załatwić sobie sanatorium? Taki cykl zaproponował niedawno czytelnikom dziennik „Fakt” i trafił w dziesiątkę. W Polsce uzdrowiska wciąż cieszą się wielką estymą. Wiele osób marzy, by wyjechać do wód i wierzy – wcale nie bezpodstawnie! – że skierowanie na pobyt w sanatorium można zdobyć nawet bez uzasadnionych wskazań. A jest o co walczyć, bo przecież 21 dni w przyzwoitym domu wczasowym z całodzienną opieką lekarską i wyżywieniem to prawdziwa gratka. Do tego co najmniej trzy zabiegi dziennie.
Choć nie wszystko w sanatorium należy się za darmo – koszty podróży i część opłat za wyżywienie i zakwaterowanie trzeba pokryć z własnej kieszeni – państwo hojnie dotuje kuracjuszy. W tym roku Narodowy Fundusz Zdrowia przeznaczy na ten cel 1,4 proc. swojego budżetu. Niewiele? Ale to 736 mln zł, niemal dwukrotnie więcej niż przed dwoma laty. Liczba chętnych też rośnie: w 2007 r. było to 292 tys. osób, w 2008 r. – 340 tys., a w tym roku skierowania odbierze 400 tys. kuracjuszy. To my, płacący składki na ubezpieczenie zdrowotne, opłacimy im leczenie w uzdrowiskach. Tylko czy naprawdę jest to leczenie?
– Ja stanowczo się sprzeciwiam wczasom w sanatorium – mówi prof. Witold Tłustochowicz, prezes Polskiego Towarzystwa Reumatologicznego. – Kto chce tam jechać, niech to robi za własne pieniądze. Według profesora, pobyt w uzdrowisku pozwoli nabrać sił i będzie miłym relaksem, ale nikt nie pozbędzie się w ten sposób choroby reumatycznej. – A to wmawia się chorym – Tłustochowicz nie kryje wzburzenia. – Choroby reumatyczne, których jest ponad setka, należą do przewlekłych dolegliwości, których nie można żadnymi metodami całkowicie wyleczyć, a już na pewno nie pobytem w sanatorium.