Po raz pierwszy zdarzyło się, że partia rządząca, po kilkunastu miesiącach sprawowania władzy i kilku miesiącach stawiania czoła kryzysowi, poddana ostrym atakom opozycji, nie tylko obroniła swoją pozycję, ale poprawiła wynik z poprzednich wyborów i uzyskała najlepszy wynik wśród europejskich partii rządzących. To jest dla Platformy powód do satysfakcji, zwłaszcza że jej kampania wyborcza była najtańsza spośród wszystkich partii. Pozostali, nawet jeśli nadrabiają minami, specjalnych powodów do zadowolenia nie mają. PiS straciło, podzielona lewica ani drgnie. PSL powoli, bo powoli, ale chyba jednak schodzi ze sceny. Tradycja, siła struktur lokalnych, zakorzenienie w strażach pożarnych czy innych organizacjach wiejskich, czyli to, co zawsze pozwalało pokonywać 5-proc. wyborczy próg, jeszcze działa, ale nie gwarantuje rozwoju.
Nie zmienia się geografia poparcia dla poszczególnych ugrupowań. Są tereny, gdzie bezapelacyjnie zwycięża, a nawet nieco poprawia swój wynik PO (Polska północna i zachodnia), i takie, które pozostają królestwem PiS (Lubelszczyzna, Mazowsze, Podkarpacie). Na Lubelszczyźnie i Mazowszu stracili ludowcy. Tak jak w poprzednich wyborach duże miasta były za PO, w mniejszych lub zupełnie małych nie bez szans jest PiS. Praktycznie nic się nie zmienia w strukturze elektoratu – im ludzie młodsi i wykształcenie wyższe, tym częściej oddają głosy na PO, starsi i gorzej wykształceni na PiS. Nadal ważne jest poparcie Radia Maryja, o czym przekonał się Ryszard Czarnecki, który tylko o włos wygrał z zupełnie nieznanym katechetą. Radio to niewątpliwie pomogło w osiągnięciu znakomitego wyniku Zbigniewowi Ziobrze.
Platforma, czyli nadmiar zwycięzców
O ile Donald Tusk może mieć powody do zadowolenia, to jednak nie może spokojnie patrzeć w przyszłość.