W Miejskim Ośrodku Kultury w Nowym Sączu długimi brawami witamy człowieka „skutecznie walczącego o interesy narodowe”. Mimo 40-minutowego spóźnienia. Nie mówi, że jest najlepszym kandydatem, bo nie przyjechał walczyć o głosy. Wiadomo, że tak jak cztery i dwa lata temu w wyborach do Sejmu zbierze tu, w Małopolsce, najwięcej głosów. Jest przecież pogromcą elit i poskramiaczem układu.
Zbigniew Ziobro, lider małopolskiego PiS, przyjechał do Nowego Sącza powiedzieć, że trzeba teraz rządzącym wystawić cenzurkę za dwa lata niszczenia Polski. – Co się będzie działo dalej, gdy Polska będzie w rękach tych ludzi? – pyta. – Kompletne fiasko i brak profesjonalizmu. Chociaż wybory są europejskie, to rozmawiamy głównie o sprawach polskich. Że nie ma podwyżek, że rośnie przestępczość, a spada ilość oddanych kilometrów dróg. Wszystko leży, nie ma ratunku. – Chodzi o to, żeby ich nie utwierdzać, że tak dalej można robić – tłumaczy nam poseł Ziobro, choć wszyscy w MOK zdajemy sobie sprawę, że w tych wyborach trudno będzie odwołać Donalda Tuska i zmienić rząd. – Pokażmy im więc żółtą kartkę – mówi.
Pytania wolno zadawać tylko na kartce. Są dość łatwe: Dlaczego rząd się mści na panu? Czy groźba procesów to zemsta Tuska? Czy po odejściu do Brukseli zostanie po panu pustka? Najważniejsze pytanie sala nagradza rzęsistymi brawami: Czy zgodzi się pan kandydować na prezydenta RP? To jednak jedyne pytanie, które Zbigniewowi Ziobro sprawia lekki kłopot. Nawet jak się jest wiceprezesem PiS, trudno na nie odpowiedzieć tak, by nie narazić się braciom Kaczyńskim. Odpowiedź jest więc bardzo dyplomatyczna: – Jaka jest przyszłość, wie tylko pan Bóg.
Odebrać mandat koledze
Z 785 miejsc w Parlamencie Europejskim Polacy dostaną 50.