Jeszcze w latach 70. i 80. emigracja z Niemiec wynosiła około 50–65 tys. osób rocznie. Przełom nastąpił na początku lat 90. Od tego czasu liczba wyjeżdżających systematycznie rośnie. Europejskie statystyki migracyjne informują wprawdzie, że liczba wyjazdów z Niemiec jest dużo niższa od średniej statystycznej, ale tutejsi analitycy są zaniepokojeni. Tak wielu wyjazdów jak w 2008 r. (ponad 165 tys.) nie notowano w Niemczech od 122 lat. Na dodatek dane te nie odzwierciedlają pełnego wymiaru emigracji, ocenianej na około 250 tys. osób rocznie – statystyki obejmują bowiem tylko tych, którzy przed wyjazdem zadeklarowali zamiar pozostania na stałe poza granicami. Nie uwzględniają natomiast wyjeżdżających, którzy nie wymeldowali się, tylko po prostu spakowali walizki i wyjechali.
Wyjeżdżają przede wszystkim ludzie młodzi, dynamiczni i na ogół dobrze wykształceni.
Połowa z nich nie ma jeszcze 35 lat. Statystyki Marburger Bund, związku zawodowego lekarzy w Niemczech, informują, że z 12 tys. studentów medycyny, którzy corocznie rozpoczynają studia, 7 tys. trafia po dyplomie do pracy w szpitalach lub otwiera prywatne gabinety, z czasem jednak połowa z nich emigruje do Wielkiej Brytanii, Norwegii czy Szwajcarii. Wyjeżdżają, bo brakuje im w Niemczech zawodowej i życiowej perspektywy.
Dyplom ukończenia wyższych studiów, nawet z najlepszymi wynikami, od dawna nie daje gwarancji na znalezienie stałej i przyzwoicie płatnej posady. W niektórych zawodach – architekt, grafik, dziennikarz – absolwenci wyższych uczelni przechodzą z jednej symbolicznie płatnej praktyki do drugiej, w najlepszym przypadku od jednej umowy na czas określony do następnej. Godzą się na takie warunki, za każdym razem mając nadzieję, że zostaną zatrudnieni na stałe.