Archiwum Polityki

Kronika optymisty

28 marca 1989 r.

8.10 wyjazd. Upał, prawie wszyscy w autobusie na wzbierającej fali. Do wódy na ząb resztki ze świątecznych stołów i oranżada. Oranżadko, czuję, że zostajesz ze mną, w socjalizmie zostajesz słodka.

29 marca

Na miejscu jesteśmy o 1.10. Padam ze zmęczenia. Całą drogę czułem przyglądanie się, obwąchiwanie – nowy majster. Wszyscy raczej zadowoleni z życia – w końcu są na kontrakcie, gdzie się zarabia dziesięć razy więcej niż w kraju.

Pobudka 5.45, wyjazd na budowę 6.15. Cieni szarych przemykanie. Budowa duża, ciasna, zabałaganiona – brak myśli przewodniej. Kierownik rozkojarzony, pogubiony. Majstrowie do mnie jacyś czujni. Rezerwa, a nawet niechęć. Zwiedzam budowę – szok! Organizacyjna klapa. Kierownik – to niebywałe! – nie istnieje. Jedyna jego przydatność to język.

30 marca

Praca od 7.00 do 19.30 – dłużej ist verboten: Niemcy chcą ciszy, a to środek miasta. Najdroższa dzielnica w Monachium, najdroższym mieście Europy. Czy oni to zbudowali bez nadgodzin? Zasobną ciszę poobiednią rozwalają dzikusy z betoniarkami, wibratorami i młotami udarowymi. W obdartych szmatach, chroniący się przed deszczem kawałkami folii, w którą tu zawijają cegły. Okazuje się, że wszyscy dostali ładne kurtki, ale wywieźli je do kraju, żeby sprzedać – tu występują w różowych, postrzępionych, foliowych ponczo z nadrukiem Porotherm.

Wojtek, w kraju wysokiej rangi dyrektor i czynownik partyjny, tu w randze dziewczyny do wyliczania płac. Nie zna niemieckiego ni w ząb, ale daje sobie radę – komunikatywny jak szympans w warzywniaku. Jeśli jest prawdą, że na każdej budowie musi być ubek, to pewnie tu jest nim Wojtek.

Polityka 19.2009 (2704) z dnia 09.05.2009; Ludzie i obyczaje; s. 84
Reklama