Republikański senator Arlen Specter przeszedł do demokratów. Należy do ginącego gatunku umiarkowanych republikanów: popiera prawo do aborcji, a ostatnio jako jeden z trojga senatorów Partii Republikańskiej głosował za pakietem stymulacyjnym prezydenta Obamy. Opuścił GOP, ponieważ w przyszłorocznych prawyborach nie miał szans w starciu z konserwatywnym rywalem z tej partii. Ze Specterem w drużynie demokraci prawdopodobnie osiągną wkrótce superwiększość 60 mandatów w Senacie – jeśli na korzyść demokratycznego kandydata w Minnesocie zakończy się spór wyborczy w tym stanie. Będą wtedy mogli przeforsować każdą ustawę bez obawy o filibuster, czyli blokadę głosowania przemówieniami (jego przełamanie wymaga 60 głosów). Specter jednak ostrzegł, że nie będzie ślepo podporządkowywał się linii partii – a w niektórych sprawach różni się od niej – i nawet wśród demokratów nie zawsze można liczyć na dyscyplinę: centryści opierają się nowemu New Dealowi Obamy. Dezercja Spectera jest kolejnym sygnałem kryzysu w Partii Republikańskiej, z której politycy uciekają jak z tonącego okrętu do obozu zwycięzców. A także potwierdzeniem ideologizacji partii zdominowanej przez konserwatystów, w której nie mogą sobie znaleźć miejsca liczni niegdyś liberalni republikanie. Ideologiczni zeloci wzywają do powrotu do źródeł i odbudowy partii, licząc na porażkę programu Obamy. Pragmatycy są za inkluzywnością. Na razie Obama może spać spokojnie.