We wstępie do „Dzienników” Stefana Kisielewskiego, Kisiela (Iskry 1996) pisze Ludwik Bohdan Grzeniewski: „przełomową datą w życiorysie (Kisiela – LS) tych lat był dzień 11 marca 1968 roku. Tego dnia pisarz został pobity przez »nieznanych sprawców« w bramie jednego z domów przy Kanonii na Starym Mieście, w momencie gdy szedł w odwiedziny do jednego z przyjaciół tam mieszkającego. (Przy sposobności chcę sprostować błąd Marty Fikówny, która w książce »Kultura Polska po Jałcie« podaje, że było to na Rynku Starego Miasta)”.
Inną topografię wydarzeń ustala Mariusz Urbanek w książce „Kisiel” (Wydawnictwo Dolnośląskie 1997): „Wieczorem 11 marca Kisielewski szedł do Stommów. Wcześniej zadzwonił, mówiąc, kiedy będzie. Na Kanoniej, z tyłu katedry św. Jana, czekało już na niego kilku mężczyzn...”. Tekst opatrzony jest zdjęciem przejścia od Zamku na Kanonię, z podpisem: „Zaułek za katedrą św. Jana, gdzie »nieznani sprawcy« pobili Stefana Kisielewskiego”.
Z kolei Robert Jarocki („Czterdzieści pięć lat w opozycji”, Wydawnictwo Literackie 1990): „...pewnego wieczoru, gdy szedł odwiedzić mieszkających na Starym Mieście Stommów, spotkała go niemiła przygoda. W wąskiej, ciemnej uliczce zaszło mu drogę kilku rosłych drabów. Nie zauważył, że szli za nim już jakiś czas, później zniknęli i teraz pojawili się w pustej uliczce jako jedyni przechodnie. Szli w kierunku, w którym zmierzał. W pewnym momencie wyczuł, że to pułapka, ale nie miał odwrotu. Szedł dalej. Stworzyli wokół niego klasyczny kocioł i zaczęli bić, gdzie popadło. (...) Kisielewski dowlókł się do mieszkania Stommów.