Międzynarodowy Fundusz Walutowy, instytucja ważna, raczej bezstronna i od lat niezmiernie wpływowa, dołączył do grona pesymistów. Jego zdaniem PKB w Polsce spadnie w tym roku o 0,7 proc. (rząd ciągle liczy choćby na nikły wzrost). Przejmować się tą ponurą prognozą czy też uznać, że to wróżenie z fusów i puścić ją mimo uszu?
Jeśli patrzeć tylko na wyniki gospodarcze pierwszego kwartału, to ciągle trzymamy głowę nad wodą. Produkcja przemysłowa, w stosunku do tego samego okresu ubiegłego roku, zmalała „tylko” o 10 proc., a budowlana niemal się nie zmieniła. Tak relatywnie małych spadków może nam zazdrościć trzy czwarte Europy. Ministerstwo Finansów ocenia, że w I kwartale br. PKB wzrósł w Polsce o 1,3–1,5 proc. Jak widać jeszcze płyniemy, choć tempo z kwartału na kwartał jest coraz słabsze.
Każda duża gospodarka długo hamuje i długo się potem rozpędza. My ciągle jesteśmy jeszcze w tej pierwszej fazie, a kłopoty wszystkich największych odbiorców polskich towarów odcisną swe piętno także na nas. Szkoda więc, że rząd, słusznie trzymając finanse państwa w ryzach, tak długo i ospale wprowadza rozsądny przecież plan stabilności i rozwoju. Na razie z obiecanych 90 mld zł do gospodarki trafiło niewiele. Rząd, zamiast rzucić koło ratunkowe, puszcza kaczki?