Co łączy małą kosowską partię, remont weneckiej opery i wielkie budowy w nowej stolicy Kazachstanu? Najbogatszy Albańczyk z Kosowa Behgjet Pacolli. Ma szwajcarski paszport, ambicje polityczne (stąd partia, jak na razie trzecia siła polityczna w kraju) i opinię hochsztaplera załatwiającego w zamian za łapówki intratne zlecenia dla swego imperium budowlanego. Uchodzi także za jednego z ojców chrzestnych albańskiej mafii, który w Kosowie pierze brudne pieniądze przez sieć własnych banków i firm ubezpieczeniowych.
Pacolli dorobił się w latach 90. w Rosji, gdzie prowadził interesy z Pawłem Borodinem, dziś sekretarzem Związku Białorusi i Rosji, wtedy powiernikiem prezydenta Borysa Jelcyna, administratorem majątków prezydenta Rosji i człowiekiem, który przyjmował do pracy na Kremlu Władimira Putina.
Poznali się tuż po rozpadzie ZSRR, gdy Borodin był merem Jakucka. Zaczynali od budowy jakuckiego szpitala i w miarę jak Borodin piął się w urzędniczej hierarchii, brali się za coraz większe przedsięwzięcia. Zażyłość zwieńczyła renowacja zabytków Kremla. Według ustaleń szwajcarskich prokuratorów, Pacolli nie dostałby tego i innych rosyjskich kontraktów bez łapówek przelewanych na tajne konta Borodina, Jelcyna i ich rodzin w helweckich i węgierskich bankach.
Wątpliwości narastających wokół Pacollego jest więcej. Od nieprawdopodobnych sensacyjek serbskiej prasy, jakoby skorumpował za 40 mln euro Marttiego Ahtisaaniego, unijnego negocjatora między Kosowem i Serbią, po wątpliwość ostatnią, która pojawiła się pod koniec marca aż na dalekich Malediwach.
Na wniosek tamtejszego prezydenta policja weryfikuje pogłoskę, jakoby członkowie malediwskiego rządu, m.