Po jednej stronie mamy narodowy model spożywania, dość prosty: byle co, byle gdzie, byle tanio, byle dużo. 7 proc. dorosłych Polaków wlewa w siebie aż 43 proc. kupowanego w kraju alkoholu. W liczbach bezwzględnych oznacza to ponad 12 l czystego spirytusu rocznie: co najmniej 3 kieliszki wódki codziennie.
Z drugiej strony znajdujemy zdeklarowanych abstynentów. Według przeróżnych sondaży – choć ciężko w to uwierzyć – w Polsce alkoholu w ogóle do ust nie bierze 28 proc. pełnoletnich rodaków. Odejmując nadużywających i permanentnie trzeźwych, pozostaje nam jeszcze 65 proc. narodu. A więc obywateli pijących umiarkowanie i – przynajmniej teoretycznie – doświadczających radości ze smakowania całego światowego bogactwa wysokoprocentowych trunków.
Szlachetna plebejuszka
Niestety, wśród alkoholi mocnych wódka zostawiła daleko w tyle całą konkurencję: opanowała rynek w 94 proc. W 6 proc. muszą się więc zmieścić whisky, koniaki, brandy, likiery, giny i tak dalej. Tak, jesteśmy konserwatystami. Ale jak nie być, skoro przekazy żyjącego w XVI w. botanika Stefana Falimirza nie zostawiają wątpliwości: to my, a nie Rosjanie wymyśliliśmy gorzałkę. Polacy wciąż wolą produkty polskie; na czele sprzedaży są swojsko brzmiące nazwy: Absolwent, Starogardzka, Gorzka Żołądkowa. Jak nie woleć, skoro Desmond Begg w wydanej w Wielkiej Brytanii książce „Wódka – przewodnik konesera” przyznał wódkom Chopin i Wyborowa po cztery gwiazdki, zaś Absolutowi, Smirnoffowi, Stolicznej – zaledwie po dwie. I skoro sam wielki Picasso oświadczył kiedyś: „W XX w. powstały trzy rewelacyjne wynalazki: blues, kubizm i polska wódka”.
Jeśli chodzi o bardziej szlachetne, droższe gatunki wódek z tzw. kategorii Premium, to dostrzec należy imponujący renesans marki Wyborowa, której sprzedaż w ciągu jednego tylko roku wzrosła o 83 proc.