Archiwum Polityki

Z psami w zawody

Są maszerami. Tym wywodzącym się z francuskiego słowem określa się przewodników psiego zaprzęgu, bez względu na rodzaj środka lokomocji: mogą to być sanie, wózki, skutery, narty. Zwykle

Były to inne psy, całkowicie zmienione z chwilą, gdy znalazły się w zaprzęgu... Stały się czujne i czynne, przejęte swoją pracą... Ciężki trud w zaprzęgu zdawał się być najwyższym sensem ich istnienia, celem życia i jedyną rzeczą, która sprawiała im zadowolenie”. (Jack London, „Zew krwi”).

Po dzikich, półwilczych mieszańcach, opisywanych przez Jacka Londona, przyszły alaskan malamuty, syberian husky, samojedy i psy grenlandzkie, rasy uznane przez Międzynarodową Federację Kynologiczną, oraz mieszanki chartów z wyżłami, hodowane do bezśnieżnych wyścigów zaprzęgowych. Nie ma już poszukiwaczy złota i traperów. Ale w ludzkiej i psiej duszy dalej gra to samo. Na widok uprzęży psy wciąż śpiewają z radości. I wciąż są ludzie, którzy dają się ponieść pasji i kilka razy w tygodniu, na dwie, trzy godziny, podpinają psy do sanek lub wózka.

Brakujące ogniwo

Monika i Waldemar Stawowczykowie nie myśleli nigdy o sportach zaprzęgowych. Nawet nie chcieli mieć psa, ich mieszkanie w gierkowskim bloku w Bełchatowie było za małe. Manu, pies podobny do husky, tylko z długim, wilczym włosem, trafił do nich przypadkiem. Urodzony we Francji, dwa razy zmieniał właścicieli, wreszcie znalazł się w Polsce. – To on nas nakręcił – mówi Waldemar Stawowczyk, mistrz Polski 2008, zdobywca złotego medalu na mistrzostwach Europy w Szwajcarii w marcu 2009. – Zmieniliśmy samochód, potem kupiliśmy następnego husky bez rodowodu i już zacząłem trenować, wreszcie wyprowadziliśmy się z Bełchatowa.

On pracuje w kopalni, ona w firmie produkującej taśmociągi. Psie zaprzęgi to kosztowne hobby. Wyjazd na jedne zawody to ok.

Polityka 13.2009 (2698) z dnia 28.03.2009; Na własne oczy; s. 124
Reklama