Szczepić się wiosną przeciwko kleszczowemu zapaleniu mózgu czy nie? Jak straszą autorzy kampanii zachęcającej do szczepień, częstość tej wirusowej infekcji w ostatnich latach wzrosła w Polsce aż 30-krotnie. Ale ponieważ kampanie te finansują producenci szczepionek, rodzi się wątpliwość, czy strach naprawdę jest uzasadniony, czy po prostu ma przynieść firmie wymierną korzyść?
Przeciwko zaszczepieniu przemawia fakt, że tylko niewielki odsetek kleszczy (10–20 proc.) jest zakażonych wirusem powodującym tę chorobę. Ponadto w lesie warto się chronić nie tyle przed kleszczowym zapaleniem mózgu, co po prostu przed ugryzieniem tych pajęczaków, gdyż przenoszą one rozmaite zarazki oraz mogą zainfekować nas także pierwotniakami lub bakteriami boreliozy (a przeciwko niej żadnej szczepionki nie ma). Cena też zniechęca do zakupu: za jedną dawkę szczepionki (potrzebne są trzy, choć już po drugiej wytwarza się odporność) trzeba zapłacić w różnych aptekach od 70 do 90 zł.
Jakimi argumentami zachęca się do szczepienia?
To przede wszystkim około 200 przypadków zachorowań na kleszczowe zapalenie mózgu, rejestrowanych co roku w naszym kraju. Choroba jest ciężka, wymaga agresywnego leczenia i długotrwałej rehabilitacji. Na skutek gwałtownego wzrostu temperatury wiosną i zwiększonej wilgotności, a także zmian w ekosystemach związanych z zalesianiem lub osuszaniem bagien, w ostatnich latach nastąpiła ekspansja kleszczy. Pozostaje kwestią sporną, czy to one wyszły z lasu, czy ludzie zbliżyli się do nich?
Samice kleszcza składają nawet po kilka tysięcy jaj. Zanim z larwy zmienią się w postać dojrzałą, przechodzą wiele przemian, do których za każdym razem potrzebny jest posiłek składający się z krwi. Dlatego ukryty w liściastych lasach, w wilgotnym podszyciu, najczęściej wzdłuż wąskich ścieżek porośniętych bujną roślinnością, kleszcz czeka wytrwale na zwierzę lub człowieka.