Archiwum Polityki

Chłopcy radarowcy

Cierpliwie łowią ukryci w krzakach, za przystankami lub w cieniu billboardów. A potem – mandaciki, punkciki, połajanki. Wciąż według zasady: na każdego kierowcę znajdzie się paragraf.

Dialog na skraju szosy: – Panie kierowco, 200 zł i 6 punktów karnych. – Ależ panie władzo, za co? – Było ograniczenie do 60? Było! A ile kierowca jechał? 80! Ale, panie sierżancie, ten znak jest bez sensu, tu nie ma zabudowań, ostrego zakrętu, skrzyżowania... tu nic nie ma. – Ale my jesteśmy! Przyjmuje pan mandacik czy kierujemy sprawę do sądu?

Policja drogowa pilnuje bezpieczeństwa i za to jej chwała, ale często wykorzystuje swoją przewagę, aby wyłącznie karać. Im bardziej rośnie frustracja policjantów (małe zarobki, ciężka służba, kłopoty rodzinne itp.), tym mocniej obrywa się kierowcom. Wprowadzenie mandatów płatnych nie policjantowi do ręki, ale na poczcie, obniżyło co prawda poziom korupcji wśród mundurowych, ale wyraźnie ich rozsierdziło. Teraz już nie ma zmiłuj. Punkty i mandaty wlepiane są za najmniejsze przekroczenie szybkości, za jazdę bez świateł mijania nawet w najbardziej słoneczny dzień, za niezapięty pas. Kierowca dopraszający się pouczenia (policjant zamiast karania może skorzystać z tej formy sankcji) słyszy czasem: – Ja nie jestem od pouczania, pouczać mogli pana w szkole.

Przepis kontra logika

W TVN Turbo (program „Uwaga pirat!”) kierowca tłumaczy się policjantom, że rozpoczął manewr wyprzedzania w dozwolonym miejscu, ale jadące blisko siebie tiry uniemożliwiły mu wskoczenie na prawy pas (co zresztą było widać na monitorze policyjnej kamery), dlatego manewr zakończył za przejściem dla pieszych. – Powinien pan przewidzieć, że będzie to przejście – mówi policjant. – Jak miałem to przewidzieć? Tam nie było żadnego znaku – broni się kierowca, wyraża skruchę i prosi o łagodny wymiar kary.

Polityka 8.2009 (2693) z dnia 21.02.2009; kraj; s. 22
Reklama