Archiwum Polityki

Gratulacje na wyrost

24 godziny po zamknięciu urn wyborczych w Izraelu Barack Obama złożył Szimonowi Peresowi telefoniczne gratulacje za „udane, prawdziwie demokratyczne wybory”. Nie był to zwyczajny, grzecznościowy telefon z Waszyngtonu do Jerozolimy. Nowy amerykański rząd pragnął w ten sposób podkreślić, że mimo kryzysu finansowego w domu nie zamierza zrezygnować z ambicji rozwiązania konfliktu bliskowschodniego. Wyniki wyborów zdają się wskazywać, że jest to, przynajmniej na razie, tylko pobożne życzenie. W Izraelu prezydent powierza misję powołania nowego rządu temu kandydatowi, który ma najlepsze szanse na utworzenie stabilnej koalicji. Wprawdzie najwięcej mandatów w 120-osobowym Knesecie uzyskała partia Kadima (28), ale jej przewodnicząca Cipi Livni nie jest w stanie zebrać wystarczającego poparcia innych partii. Toteż kolejnym premierem będzie niemal na pewno Beniamin „Bibi” Netanjahu (prawicowy Likud, 27 mandatów), wspierany przez nacjonalistyczny, antyarabski Izrael Nasz Dom (15) oraz zlepek partii narodowo-religijnych (29). Nieuniknione są więc międzypartyjne przepychanki, ale o jakichkolwiek ustępstwach na rzecz Palestyńczyków nie ma mowy. Jedno jest natomiast pewne: pogorszenie stosunków z USA.

Polityka 8.2009 (2693) z dnia 21.02.2009; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 10
Reklama