Archiwum Polityki

Recepta na ciężkie czasy

Życie kulturalne dostarcza niemało okazji, by pożywić się smacznie i bez płacenia rachunku.

Codziennie w licznych miastach odbywają się spotkania promujące nowe książki, wernisaże, performance i rozmaite inne eventy z okazji kulturalnych bądź biznesowych. A każde z nich – mimo kryzysu – kończy się przy suto zastawionym stole. Bardzo często właśnie catering, czyli zaopatrzenie stołu biesiadnego, decyduje o powodzeniu imprezy. Wiedzą o tym wszyscy organizatorzy i starają się, jak mogą, dogodzić gustom i apetytom bywalców. Ci zaś dobrze znają kalendarz imprez w swoim mieście. Wiedzą też, gdzie jest najlepszy stół.

I tak np. wieczory promocyjne w stołecznym Klubie Księgarza mają mierne powodzenie. Można tam bowiem wpaść na kieliszek wina i drobne przekąski. Na Rynku Starego Miasta bywają więc najczęściej prawdziwi miłośnicy literatury. Promocje książek kulinarnych cieszą się już lepszą renomą, bo zwykle bufet jest tam obfitszy, można trafić na lepsze wina, niezłe sery, a czasem nawet na dobre danie gorące.

Pierwszą ligę bufetową stanowią imprezy firmowane przez banki czy kluby biznesowe oraz organizowane z okazji prestiżowych nagród. Tu podawane są whisky i koniaki, często na wstępie goście witani są kieliszkiem szampana, a stoły uginają się pod ciężarem półmisków z łososiami, owocami morza, roladami, pieczeniami, galantynami. Nie zapomina się też o wegetarianach – są więc sałaty i warzywa z wymyślnymi dipami, czyli sosami.

Znając harmonogram imprez, można przeżyć cały tydzień, nie wydając na jedzenie ani grosza. Najgorsza jest niedziela. To dzień, w którym życie imprezowe zamiera. Wtedy trzeba starać się o zaproszenie do cioci lub innych krewnych. W innym przypadku bywalcy bankietów skazani są na post.

Tradycja jadania za darmo, czyli na krzywy ryj, jest w naszym kraju bardzo stara. Gdy w XIX w. zaczęto w Polsce otwierać restauracje, dochodziło do wielu awantur.

Polityka 9.2009 (2694) z dnia 28.02.2009; Kultura; s. 63
Reklama