W 2009 r. nowi dyrektorzy: artystyczny i naczelny, Opery Narodowej chcą przygotować premiery, które naprawdę poruszą widzów. Mariusz Treliński i Waldemar Dąbrowski w październiku 2008 r. wrócili na tę scenę po kilku latach nieobecności. Ich drogi zawodowe i towarzyskie przecinają się od dawna.
To do Dąbrowskiego pod koniec lat 90. Treliński i Boris Kudlićka, scenograf, przyszli z projektem wystawienia opery „Madame Butterfly”. Kudlićka: – Dąbrowskiemu można się zwierzyć z najbardziej szalonego artystycznego zamysłu.
Dąbrowski obejrzał rysunki, wysłuchał pomysłów i przekonał opierającego się Jacka Kaspszyka, dyrektora artystycznego i muzycznego, że warto wystawić operę w reżyserii Trelińskiego. Waldemar Dąbrowski: – Znałem Mariusza z kina, z teatru. Wiedziałem, że ma niebywały talent, ale potrzebna mu jest dyscyplina. Mogła mu ją narzucić partytura, dzięki której jego talent mierzy się z talentem innego geniusza.
Łamiący schematy inscenizacyjne i interpretacyjne spektakl okazał się sukcesem, który otworzył Trelińskiemu drzwi do międzynarodowej kariery (na zaproszenie Placido Domingo wystawił „Madame Butterfly” w operze w Waszyngtonie, a potem także w Sankt Petersburgu i Tel Awiwie) i sprawił, że w operowym gmachu pojawiła się nowa, młoda publiczność. Tandem Treliński-Kudlićka zawdzięcza Dąbrowskiemu swój operowy debiut, ale lista artystów, których wspierał były minister kultury, jest bardzo długa.
Andrzej Mleczko: – Waldek Dąbrowski jest rzadkim, a może jedynym przykładem człowieka zajmującego się kulturą, który szanuje artystów i nie boi się własnej wyobraźni.
Algebra liczb urojonych
Student elektroniki z podwarszawskiego Radzymina, w latach 70.