Nigdy się nie oszczędzał. Ilekroć zajmował jakieś stanowisko – mera Neuilly, ministra budżetu czy ministra spraw wewnętrznych – jego praca wykraczała poza normalną skalę. Został merem w wieku 28 lat; znał w swoim mieście każdy sklep, każdy budynek, pytał ludzi, jak im się wiedzie i jakie mają problemy. Wiedział o każdym pogrzebie, egzaminie, chrzcinach, operacji, do wszystkich wysyłał listy.
Z Neuilly, bogatym przedmieściem Paryża, zwiąże go dramatyczna historia, o której we Francji niemal zapomniano. W maju 1993 r., kiedy Sarkozy był i merem, i ministrem budżetu, zamaskowany szaleniec z bombą wkracza do przedszkola w Neuilly i bierze dwadzieścioro trzyletnich dzieci za zakładników. Żąda stu milionów franków, a szef brygady antyterrorystycznej zwraca się do Sarkozy’ego, by negocjował z porywaczem. Na oczach sparaliżowanej Francji, przyklejonej do telewizora, minister rządu siedmiokrotnie w ciągu 46 godzin rozmawia z groźnym szaleńcem, odnosi zrozpaczonym rodzicom dzieci, które ten zgadza się zwolnić. W zamian dźwiga mu worki z pieniędzmi.
Ale dramat się przeciąga. Nad ranem brygada atakuje budynek: bandyta ginie od kuli, żadne z maleństw nie jest nawet draśnięte. „Dowiedziałem się, co to jest strach” – wyzna potem Sarkozy, który stał się znany i popularny w całej Francji. I jeszcze niezwykły szczegół: w programie telewizyjnym, wieńczącym szczęśliwy finał dramatu, Sarkozy odstępuje miejsce ministrowi spraw wewnętrznych, starszemu koledze Charles’owi Pasqua. To skromność, po której dziś nie ma nawet śladu. Z drugiej strony – to Pasqua musiał się tłumaczyć z rozkazu zabicia przestępcy.
Odwet młodego gaullisty
Ta niezwykła energia polityka bierze się zapewne z żarliwego pragnienia odwetu za upokorzenia dzieciństwa.