Po opublikowaniu artykułu („Między niebem a trawą”, POLITYKA 37) o pochodzeniu, tradycjach i zwyczajach Cyganów (od greckiego Atzigane), co jest nazwą plemienia, doszedłem do wniosku, że kamyk uruchomił lawinę. Pierwsza zareagowała synowa profesora Marka Kwieka, wybitnego akustyka-teoretyka z UAM, który pochodzi z rodziny o udokumentowanej ośmiopokoleniowej tradycji. Piękna i wzruszająca historia rodu, w którego archiwach nie zachowały się żadne dokumenty o powiązaniach z królewskim rodem Kwieków. Jadwiga Kwiekowa nie dziwi się, że jeden z królów cygańskich, od którego zaczerpnąłem informację o monarszych koneksjach profesora, „zaadoptował” uczonego, bo każdy chciałby mieć kogoś tej miary w swojej rodzinie.
Inne listy trudno cytować, bo są pełne pustosłowia bez choćby jednego przykładu, który dowodziłby, że napisałem nieprawdę. Dyrektor Muzeum Okręgowego w Tarnowie Adam Bartosz ograniczył się do kilku obelg, nie zareagował też na mój telefon, kiedy chciałem zapytać, w którym miejscu jego zdaniem podałem choć słowo, które trzeba prostować. Nadesłał list e-mailowy poseł wielu kadencji Ryszard Ulicki, który nie posiada się z oburzenia, ale ani słowem nie mówi, jakie są moje grzechy dziennikarskie. Nadesłano też długi anonim, sugerujący, że czerpałem wiadomości z Wikipedii. Otóż otrzymałem z Biblioteki Narodowej, po długiej kwerendzie, książki o Cyganach, odrzucając wszystkie materiały „wikipedialne”. Posypię głowę popiołem, jeśli autorzy listów powiedzą, gdzie i w jaki sposób wprowadziłem w błąd. I jeszcze jedno: czy wiele było do tej pory w mediach polskich publikacji tak przyjaznych Cyganom jak moja?