Przygotowany przez MSWiA projekt ustawy o metropoliach proponuje taki status tylko Katowicom i Warszawie. Nie dostaną one jednak żadnych dodatkowych środków – muszą żyć ze składek wchodzących w nie gmin. I tu zaczyna się problem: składki mają być płacone dobrowolnie czy z mocy ustawy?
Iluzję dobrowolności pokazuje Górnośląski Związek Metropolitalny, do którego przystąpiło 14 miast. Razem będziemy silniejsi – zapowiadano jeszcze kilka miesięcy temu. Teraz GZM jest o krok od utraty 600 mln zł unijnej dotacji na budowę dwóch spalarni śmieci w Katowicach i Rudzie Śląskiej.
W traktacie akcesyjnym zapisano, że do 2015 r. musimy radykalnie ograniczyć składowanie śmieci na wysypiskach (dzisiaj ląduje na nich 95 proc. odpadów komunalnych). Aby spełnić ten wymóg, trzeba wybudować 10 spalarni. Mają kosztować po blisko 550 mln zł, z czego po 300 mln chce sfinansować UE. Zainteresowane miasta muszą wyłożyć resztę. Pieniądze są do odzyskania w ciagu kilku lat, bo projektowane spalarnie będą na siebie zarabiać przy unicestwianiu ok. 200 tys. ton śmieci rocznie. Na Śląsku umowę na budowę ma podpisać do 8 października GZM (w imieniu 14 miast). Metropolia może to zrobić pod warunkiem, że wcześniej wszystkie rady miejskie zgodzą się na współfinansowanie inwestycji. Takich decyzji na razie nie ma. Wybrańcy lokalnych społeczności marudzą, rachują i kombinują, jak na spalarnie dać jak najmniej albo wcale. – To pokazuje, że dobrowolny związek gmin, gdzie decyzje podejmują poszczególne samorządy, jest niewydolny w działaniu na rzacz dobra wspólnego – zauważa Gabriela Lenartowicz, prezes Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska w Katowicach. – Władze gminne muszą oddać – w trybie ustawowym – część kompetencji, bo inaczej metropolie będą martwym tworem.