Palec Boży wskazał go podczas wyrywania chwastów. Symboliczny charakter tego wydarzenia do dziś robi na Janie Zielińskim wielkie wrażenie i powoduje, że jego walka to coś więcej niż tylko kolejny protest. Przynajmniej tak chciałby to widzieć. Jednak nie od razu zrozumiał, że został wybrańcem. – Pierwszego dnia protestu nie reagowałem. Dopiero jak je zobaczyłem takie rozhisteryzowane, beczące po interwencji policji, narodziłem się jako obywatel, w konsekwencji walczący – mówi Jan Zieliński. Porzucił chwasty w alejkach Ogrodu Botanicznego, gdzie zatrudniony jest na etacie ogrodnika, i postanowił, że wraz z pielęgniarkami wyrywał będzie chwasty z życia społecznego.
Jan Zieliński może czuć się usprawiedliwiony, bo media równie późno zorientowały się, jaki potencjał ma protest pielęgniarek. Zwłaszcza że zaczął się 19 czerwca 2007 r., czyli na samym początku medialnego sezonu ogórkowego. Po tym, jak cztery pielęgniarki weszły z petycją do Kancelarii Premiera, ale już nie wyszły, dziennikarze zrobili materiały i rozjechali się do redakcji. Na polu boju zostali kamerzyści i stażyści. To im przypadło w udziale zrobienie najgorętszego materiału tamtego lata. O godzinie 7.19 następnego dnia policja na polecenie premiera Jarosława Kaczyńskiego rozprawiła się z okupującymi ulicę kobietami. Ręka, i to kawalera, podniesiona na kobietę to w polskim społeczeństwie gruby błąd i tego ani media, ani Jan Zieliński już nie przegapili.
Jan Zieliński uważa, że w legendarnym Białym Miasteczku narodził się po raz drugi.
I to na oczach milionów Polaków, kiedy mignął w którymś z materiałów telewizyjnych. Skromnie nie dodaje, że pierwszą próbę medialnych narodzin, ale bez tak dużej grupy położnych, podjął indywidualnie w lutym 2006 r., kiedy to samotnie protestował przed Pałacem Prezydenckim.