Prawie równolegle z pojawieniem się w księgarniach książki historyków IPN „SB a Lech Wałęsa”, w Internecie pojawiła się wersja piracka. Andrzej Arseniuk, rzecznik IPN, nie domyśla się, w jaki sposób trafiła ona do sieci. Tłumaczy, że papierową wersję przekazał tylko dziennikarzom na cztery dni przed ukazaniem się książki. Tyle że krążąca po sieci elektroniczna wersja to dwa oddzielne pliki: jeden to 629-stronnicowy tekst historyków (a nie skan tekstu), drugi zawiera zeskanowane dokumenty.
IPN bada sprawę i zastanawia się nad zawiadomieniem organów ścigania. – W tym przypadku odpowiada tylko ten, kto umieścił tę treść w Internecie. Jej ściąganie do użytku osobistego jest dozwolone – wyjaśnia prof. Ryszard Markiewicz, kierownik katedry prawa autorskiego w UJ.
Tymczasem pod petycją Partii Piratów, apelującą o bezpłatne udostępnienie w Internecie wszelkich opracowań IPN równolegle z ich publikacjami książkowymi, podpisało się już 270 tys. osób.