Czarna seria trwa. W poniedziałek 21 kwietnia w Areszcie Śledczym w Białymstoku powiesił się Andrzej Ł. ps. Gruby vel Świnia. Zostawił dwa listy pożegnalne (jeden dla prokuratora), w których prawdopodobnie wyjaśniał przyczyny samobójczego kroku. Wiadomość o jego śmierci jest utajniona, ale potwierdziliśmy ten fakt w trzech niezależnych od siebie źródłach.
W kolejnym tajemniczym zgonie w placówce penitencjarnej nie byłoby nic nadzwyczajnego (rocznie zdarza się kilkadziesiąt takich przypadków), gdyby nie fakt, że Andrzej Ł. był objęty programem ochrony świadka koronnego. To pierwszy w Polsce przypadek nienaturalnej śmierci świadka koronnego.
Z zeznań Andrzeja Ł. korzystała Prokuratura Okręgowa w Gorzowie Wlkp. Obciążał dziesiątki osób ze świata przestępczego, ale też policjantów i urzędników. Uważano, że Ł. nie do końca jest prawdomówny, zdarzało się, że informował o zdarzeniach, które nie miały miejsca, i pomawiał o przestępstwa osoby uczciwe. W ten sposób, jak twierdzą nasi rozmówcy, walczył o zachowanie statusu świadka koronnego. Prokuratura doceniała jego wydajność. Nie odebrano mu statusu, nawet kiedy okazało się, że ten rzekomo skruszony przestępca wcale nie zerwał z poprzednim życiem. Do programu pozyskano go, kiedy zajmował się kradzieżami luksusowych samochodów. Na jego koncie zapisano kilkaset takich kradzieży. Wśród złodziei samochodowych był uważany za wielkiego mistrza. I chociaż został świadkiem, nadal kradł. Śledztwo w sprawie tych kradzieży prowadziła prokuratura w Białymstoku, bowiem tam został aresztowany.
Kiedy świadek koronny trafia do aresztu, o tym fakcie powinien być natychmiast powiadomiony dyrektor okręgu służby więziennej. Tym razem prokuratura takiej informacji nie przekazała. Powiadomiono jedynie, że Andrzej Ł. powinien przebywać w pojedynczej celi i pozostawać pod obserwacją.