Gazeta Wyborcza” ujawnia szczegóły dotyczące nowej strategii politycznej SLD kierowanej przez Grzegorza Napieralskiego. Ma ona polegać na tym, że Napieralski będzie głosił mniej więcej to samo, co głosił Olejniczak, tylko innym tonem. Ma to być całkiem nowy, świeży i atrakcyjny ton, opracowany przez specjalistów od wizerunku, m.in. byłego prezesa TVP Roberta Kwiatkowskiego i byłego prezentera „Wiadomości” Sławomira Jeneralskiego.
Ludzie z otoczenia Napieralskiego ujawniają, że lider SLD zamierza znacząco zmienić modulację głosu. Najwyraźniej chodzi o to, aby wszystko, co od lat głosi postkomunistyczna lewica, zabrzmiało donośniej i bardziej melodyjnie. To ważne, zwłaszcza że same melodie są już wszystkim dobrze znane i pilnie wymagają nowych, świeżych modulacji. Modulacyjne nowinki mają przekonać do Napieralskiego część najwrażliwszych akustycznie i obdarzonych najlepszym słuchem członków partii, a także elektorat, który do tej pory był raczej głuchy na głos lewicy.
Nie oszukujmy się, tym, co Napieralski mówi dziś w mediach, trudno kogokolwiek przekonać, dlatego postawienie na nieoczekiwaną zmianę głosu jest absolutną koniecznością.
Cieszy, że zamiast stosować metody tradycyjne, polegające na wymodleniu lepszych wyników w sondażach, nowy lider SLD postanowił je wymodulować. Trzeba powiedzieć, że gdyby mu się udało, byłby to bolesny cios dla sił prokościelnych oraz poważny argument na rzecz zupełnego wyeliminowania z życia politycznego praktyk religijnych takich jak modlitwa. Ale część specjalistów przestrzega Napieralskiego, żeby w swoim śmiałym akustycznie przedsięwzięciu nie przekombinował, a mówiąc ściśle – nie przemodulował. Skutek może być bowiem taki, że jego głos upodobni się do niewątpliwie ciekawego, ale mocno kontrowersyjnego głosu posłanki Senyszyn, który ma niestety tę wadę, że nie da się nim normalnie rozmawiać.