Szef CBA przed sejmową komisją ds. nacisków opowiedział szczegóły pewnej akcji. Na gorącym uczynku wzięcia łapówki 60 tys. zł miał być przyłapany Jan J., dyrektor Centralnego Ośrodka Sportu (COS). Podstawiony przez CBA Piotr P. udawał biznesmena. Po kilku spotkaniach panowie uzgodnili, że P.P. przyniesie tę forsę do gabinetu J.J. Plan CBA był zapięty na ostatni guzik. P.P. wejdzie z pieniędzmi, a pod drzwiami gabinetu będą czekać agenci CBA i gdy tylko P.P. wyjdzie, to da agentom umówiony znak, że J.J. łapówkę wziął. Wtedy agenci wpadną do jego gabinetu i znajdą te pieniądze! Dramaturgia wydarzeń stała się jednak dynamiczna – jak to określił minister Kamiński.
W momencie rozpoczynania całej akcji okazało się, że korytarze COS są monitorowane przez kamery. Agenci nie mogli więc czekać pod drzwiami gabinetu J.J., bo by się zdekonspirowali. Czekali zatem na zewnątrz budynku w samochodzie. P.P. wszedł z łapówką do gmachu COS. Agenci profesjonalnie wbili wzrok w drzwi, czekając aż P.P. wyjdzie i da im znak, że J.J. wziął. Ale P.P. nie wychodził. Niespodziewanie natomiast wyszedł z nich dyrektor J.J. Wziął łapówkę czy nie wziął? Agenci nie wiedzieli. J.J. wsiadł do samochodu i odjechał. Jechać za nim czy czekać na P.P.? Agenci profesjonalnie zdecydowali, że skoro już tyle czekali, to poczekają jeszcze. I słusznie. W drzwiach ukazał się bowiem Piotr P. i dał znak, że Jan J. wziął łapówkę. Wtedy agenci ruszyli samochodem w kierunku, w którym odjechał Jan J. Czy go złapali? Tak! Kiedy? „W momencie, kiedy to tylko było możliwe”. Z łapówką? Tego już nie wiemy. Minister chyba też nie wiedział, ale powiedział, że do akcji „wzięto doskonale wyszkolonych agentów, ludzi najinteligentniejszych i z doświadczeniem”.