O szczegółach książki Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka niech debatują historycy, niech oni oceniają warsztat, sposób podejścia do źródeł i ich interpretację. Już zresztą zaczęli to czynić i na tym egzaminie obaj autorzy wypadają słabo. Zresztą nie może być inaczej, bowiem napisali rzecz publicystyczną, usytuowaną w jednej opcji politycznej, tej, która chciała realizować wizję IV RP, posługując się takimi narzędziami jak lustracja, obalanie dotychczasowych autorytetów i kreowanie mitu, że w sporze o sposób wychodzenia z komunizmu, tylko bracia Kaczyńscy mieli zawsze, całkowicie oczywistą rację.
Patrząc z tego punktu widzenia, książka ta ma wręcz charakter manifestu ideowego. Mylący jest więc zarówno tytuł: „SB a Lech Wałęsa”, gdyż przeróżnego typu relacje między przywódcą Solidarności a Służbą Bezpieczeństwa należałoby zbadać z wielką starannością na przestrzeni przynajmniej lat dwudziestu i wówczas lwia część tego opracowania musiałaby dotyczyć bezprzykładnego oporu Wałęsy wobec SB, a nie tylko samego początku lat siedemdziesiątych, z których – wedle słów jego samego – nie wyszedł całkiem czysty.
Mylący jest również podtytuł „Przyczynek do biografii”. Jeżeli bowiem z równą intensywnością nie bada się tego całego dwudziestolecia, a jedynie początek lat siedemdziesiątych, pozostałe traktując pobieżnie, by potem przeskoczyć już do okresu sprawowania urzędu prezydenta, można mówić co najwyżej o wybranym przyczynku, który ma służyć z góry założonej tezie, że Wałęsa to żaden „narodowy bohater”, tylko zwykły agent Bolek.
Jest więc praca Cenckiewicza i Gontarczyka publicystycznym przedłużeniem sporu rozpoczętego jeszcze w okresie układania list kandydatów do Sejmu kontraktowego w 1989 r., kiedy to część opozycji zrezygnowała z udziału w wyborach, sporu, który nasilił się w okresie tzw.