Na Polsacie „Idol”. Zabawa mająca, jak sam tytuł wskazuje, wyłonić nową gwiazdę. W tym przypadku polskiej piosenki. Masowe castingi, sito kolejnych eliminacji. Z początku rządzą jurorzy. Natomiast na następnych etapach samowładna decyzja należy już do publiczności. Jury pozostaje tylko możliwość ewentualnego wpływania na wynik poprzez merytoryczne opiniowanie konkurujących młodziaków. Ale to oczywiście złudzenie. Publiczność wie swoje i w kolejnym konkursie odrzuca ewidentnie najzdolniejszą kandydatkę. Zamieszanie. Dwóch członków jury wstaje i na znak protestu ostentacyjnie opuszcza amfiteatr. Oczywiste chamstwo w stosunku do Bogu ducha winnego, zakwalifikowanego przez niespodziewany werdykt, konkurenta. Ale nie o to wszakże chodzi. Jest to również demonstracja nielogiczna i głupia. Nie będę wymawiał, że sami oburzeni lansują uporczywie aroganckiego smarkacza, ponoć heavymetalowca, który brak ogólniejszej kultury muzycznej nadrabia tylko prymitywną hucpą i deklaracjami o swojej cnocie przedmałżeńskiej. To też niewiele ma do rzeczy. Ważne jedynie, że sam tego chciałeś Grzegorzu Dyndało. Bo niby czego innego mogliście panowie oczekiwać.
Na Jedynce eliminacje piosenkarzy polskich do Festiwalu Eurowizji w Rydze. Zwycięstwo w tym festiwalu zapewnia organizację następnego, co jest całkiem istotne, gdyż połowa czasu transmisji tej imprezy do kilkudziesięciu krajów zarezerwowana jest na promocję kraju-organizatora, czyli korzyść marketingową przynosi ogromną. Nic dziwnego, że w wielu krajach całe sztaby specjalistów zastanawiają się, uwzględniając ogólnoeuropejskie tendencje i mody, kogo by wysłać na Łotwę. U nas, w Rzeczypospolitej, decyduje rzecz jasna publiczność. W tej sytuacji organizowanie tego przedkonkursowego konkursu było zgoła zbędne.