Archiwum Polityki

Polityka i symbolika

Idylla, sielanka, spokój i pasmo sukcesów. PO i rząd Donalda Tuska sięgali szczytów popularności. Było miło. Dlaczego się skończyło?

Prawie pięć miesięcy Platforma Obywatelska, rząd Donalda Tuska i zwłaszcza sam premier płynęli coraz wyżej na wysokiej powyborczej fali. W sondażach PO zyskała, a konkurencyjny PiS stracił przez ten czas kilkanaście punktów procentowych. Gdyby w ubiegłym tygodniu odbyły się wybory parlamentarne, PO zdobyłaby bezwzględną większość w Sejmie, a może nawet miałaby dość głosów, by obalać prezydenckie weto i zmieniać konstytucję. Premierowi Tuskowi było czego zazdrościć.

Idylla jednak mija. W ciągu kilku dni drugiej dekady kwietnia Platforma nieoczekiwanie, zwłaszcza dla samej siebie, znalazła się w ostrym konflikcie z dużą częścią własnego politycznego zaplecza i z większością mediów. Najpierw wybitni twórcy zaprotestowali przeciwko likwidacji abonamentu radiowo-telewizyjnego. Potem zaczęły się listy protestacyjne przeciwko zmianom w oświacie, szkolnictwie wyższym i nauce. Wreszcie minister Stanisław Gomułka podał się do dymisji i na łamach „Gazety” ujawnił napięcia wewnątrz rządu. A na dodatek po raz pierwszy zaczęły się intensywne prasowe spekulacje pod hasłem: „pół rządu do wymiany”.

Rząd nagle zaczął mieć pod górkę. Kończy się polityka miłości. Przed premierem Tuskiem, Platformą, rządem i nami wszystkimi znów staje polityka twardej rzeczywistości. To nie znaczy, że Jarosław Kaczyński, Antoni Macierewicz albo Jacek Kurski nie będą już miotali obsesyjnych oskarżeń czy insynuacji i nie będą nam próbowali sprzedawać swoich paranoicznych wizji. Nie znaczy to także, że Donald Tusk nie będzie już uprawiał szycia na okrągło, wygładzania kantów, omijania możliwie jak najszerszym łukiem wszelkich politycznych wertepów. Znaczy to tylko tyle, że życie wcześniej albo później upomina się o swoje prawa. Miłości się do garnka nie włoży, podobnie jak agenta.

Polityka 17.2008 (2651) z dnia 26.04.2008; Temat tygodnia; s. 12
Reklama