Archiwum Polityki

Ludzie o zielonych palcach

Wchodzę niedawno do podrzędnego sklepu ogrodniczego, rzucam okiem na standardowe ulistnienia i zapiera mi dech: Hydrangea quercifolia. Od roku jej szukałam. Liście ma duże, serdeczne i wysokie jasne kwiatostany. Dzwonię do Anety Rzepczyk z Warszawy, bratniej duszy roślinowej, która także pragnie mieć hortensję dębolistną, bo kocha krzewy o kwiatach smukłych jak świeca. Wznoszą one – jak twierdzi – jej duszę wprost ku Bogu.

Z tego samego powodu Aneta kocha Hydrangeę paniculatę, hortensję bukietową, którą Bóg stworzył, kiedy kręcił w zadumie jasną brodę i ona jest właśnie taka. Z kędzierzawymi kwiatkami zebranymi w wielkich kłosach.

Budlei Dawida Aneta czegoś nie kocha, choć budleja cała jest w wiechach kwiatowych, pachnie jak Dior, przyciąga do siebie późnym latem motyle z całej okolicy i zyskała przydomek motylego krzewu.

Jedne z nich się kocha, a drugie mniej, lecz jeśli już – mówi Elżbieta Pawlik, farmaceutka z Kielc, właścicielka apteki w Pęcherznicy – to mając do wyboru kupno bluzki czy czegoś innego babskiego, wybiera się rośliny. To zielona choroba, która pleni się w człowieku jak hortensja pnąca, która prowadzona bez podpory wyrasta w nieporadne śmieszne kopy. Na murze jednak rośnie prosto i silnie, choć nie tak bezczelnie jak inne pnącza, na przykład dławisz, który dusi po drodze wszystko co zielone.

Farmaceutki zdają się być podatne na zieloną chorobę. Henryka Tarłowska, właścicielka apteki przy ulicy Szpitalnej w Warszawie, założyła album swego ogrodu, jak się go zakłada dziecku. Fotografie rejestrują etapy jego rośnięcia i kwitnienia – od gołej ziemi w podwarszawskich Laskach do coraz większych krzewów i drzew.

Precz z wiejską łąką

We wsiach i miasteczkach, przed pudełkowatymi domami o płaskich dachach bez strychów, które miały naśladować miejską blokowość, rosną także i dziś wiejskie bzy, kaliny, modrzewie, sosny, malwy, łubiny, ostróżki, posadzone gdzie wiatr rzucił nasiono albo gdzie się człowiekowi chciało wykopać dołek. Lecz coraz częściej między nimi – srebrny świerk. Od niego zaczęła się w Polsce rewolucja ogrodowa. Niebieskie igły, różne od zielonych leśnych, zaświadczały o nabytej już miejskości.

Polityka 32.2000 (2257) z dnia 05.08.2000; Na własne oczy; s. 92
Reklama