W poprzednim numerze czepiałem się pani minister Katarzyny Hall. Myślałem już, że z bezradnym i nudnym rządem Tuska będę miał po tym spokój. Nie daje się jednak. W „Newsweeku” kolejna pani minister (tym razem nauki i szkolnictwa wyższego) Barbara Kudrycka stwierdza w rozmowie z Janem Osieckim: „Wiadomo, że szczyt naszych możliwości intelektualnych przypada między 30 a 40 rokiem życia, dlatego zależy nam...”.
Szanowna pani minister! Stuknęło mi już pięćdziesiąt osiem, toteż podług pani kategorii jestem już debilem, a skretynieję za chwilę. Proszę jednak o odrobinę konsekwencji. Sądząc ze zdjęć, pani też czterdziestką może się pochwalić. Innymi słowy, pożegnała już pani szczyty swoich możliwości intelektualnych i głupieje teraz zupełnie tak samo jak ja. Czy nie jest to przypadkiem wystarczający argument, żeby opuścić ministerstwo zajmujące się bądź co bądź nauką, czyli dziedziną wymagającą sprawności szarych komórek na najwyższym poziomie?
Nawet jednak gdyby przypadkiem nie miała pani jeszcze czterdziestki, to wypowiedź pani osadza ją i tak w nielicznej grupie ponadstulatków, którym coś się z czymś kojarzy, ale co z czym, do końca stwierdzić się nie da. Otóż szanowna pani minister, wie pani na pewno – bo zaświadczają o tym przekonania kilkudziesięciu pokoleń Polaków, jak również przysłowia, które są mądrością narodu – że „co rude, to wredne”. Mam więc nadzieję, że rudym nie da pani możliwości kierowania zespołami badawczymi. Podobnie z mańkutami, onanistami, pedałami, Cyganami albo jąkałami. Statystycznie możliwości intelektualne kulawego są o pięć procent niższe niż głuchego, a o pięć wyższe niż jednorękiego, chociaż tutaj też powstaje problem, jak bowiem ogólnie wiadomo, fajniej jest nie mieć lewej ręki niż prawej.