Premier Gordon Brown tym razem nie usłuchał ekspertów. Poszło o konopie (cannabis), z których wyrabia się m.in. marihuanę, potocznie nazywaną trawką. Rada do spraw narkotyków, organ doradczy brytyjskiego ministerstwa spraw wewnętrznych, złożony z utytułowanych znawców problemu, uznała, że nie ma potrzeby przesuwać konopi w górę tabeli najbardziej niebezpiecznych narkotyków. Ale rząd odrzucił zdanie swoich doradców. I sam premier, i minister spraw wewnętrznych Jacqui Smith powtórzyli, że do końca tego roku marihuana zostanie zrównana pod względem szkodliwości z amfetaminą.
W klasyfikacji urzędowej ze środków narkotycznych oznaczanych literą C przejdzie do grupy B (najgroźniejsza jest grupa A). Ten swoisty awans w tabeli ma ważne i dotkliwe skutki praktyczne. Litera C może kosztować do dwóch lat odsiadki, litera B – do pięciu. Biurokratyczne posunięcie oznacza zaostrzenie kursu w walce z marihuaną – a zwłaszcza z jej odmianą nazywaną skunk – i podniesienie kar za posiadanie nielegalnych środków narkotycznych.
Brytyjczycy uchodzą za pragmatycznych i tolerancyjnych. Co się stało, że centrolewicowa władza zignorowała sugestie lekarzy i specjalistów zajmujących się – i to właśnie na zlecenie rządu! – szkodliwością narkotyków? Obrońcy przykręcenia śruby miłośnikom trawki podają dwa nowe powody. Skunk jest ponoć wielokrotnie silniejszy niż tradycyjna marihuana i, to po drugie, palony w dużych ilościach może prowadzić do psychoz i schizofrenii. Prasa brytyjska pełna jest przykładów. Oto we wrześniu 2005 r. 18-letni nałogowy palacz marihuany Tom Palmer poderżnął gardło dwa lata młodszemu koledze i śmiertelnie pchnął nożem innego kompana, który starał się interweniować.