Archiwum Polityki

Prochy Angeli

[dla najbardziej wytrwałych]

Alan Parker jest angielskim filmowcem, który lubi przesadzać. Jego „Midnight Express” przedstawiał w sposób tak jaskrawy tortury, jakich doznał turysta amerykański niesłusznie oskarżony w Ankarze, że film był skandalem dyplomatycznym i został u nas wycofany z repertuaru wskutek protestu ambasady tureckiej. Obecnie Parker daje dramat mizerabilistyczny, jakiego nie było od lat, na podstawie bestsellera Franka McCourt, który opisał swoje dzieciństwo w irlandzkim porcie Limerick w latach 30. Jest to rozbabrany obraz nędzy familijnej: ojciec nieodpowiedzialny blagier przepija, co zarobi; gdy wyjechał do Londynu jakoby pracować, nie słychać o nim i matka zmuszona jest żebrać w katolickich instytucjach charytatywnych, z których raz po raz wyrzucają ją za drzwi. Dzieci jest pięcioro, ale umierają jedno po drugim z głodu i zaniedbania, te zaś, które się trzymają, grzebią w śmietnikach i zbierają kawałki węgla w rynsztokach, by zagrzać trochę wody zamiast zupy. Gdy wreszcie znalazł się kąt do mieszkania, jest tak wilgotny, że gniją płuca, i połączony z klozetem wspólnym dla ulicy. Nie ma minuty, żeby nie zdarzyło się coś rozpaczliwego i jedynym pocieszeniem jest, że Niemcy bombardują Anglików, bo trwa właśnie Blitzkrieg. Niemniej rodzina przejawia obojętność społeczną, nic dziwnego, skoro się zdycha marząc o kawałku chleba. Dziwne jest natomiast, że najstarszy syn ma dość siły, by się wziąć do pracy i wyjechać do Ameryki, co stanowi tryumfalny (nareszcie) finał. Powieść nie była aż tak beznadziejna. Plusem filmu jest Emily Watson, pamiętna z „Przełamując fale”, jako matka, która wszystko to znosi. Reszta może zainteresować widzów socjalnych sadystów, czy raczej socjalnych masochistów.

Polityka 13.2000 (2238) z dnia 25.03.2000; Kultura; s. 50
Reklama