Zarówno debiutancki „Fando i lis” (1967), późniejszy „Kret” (1970), jak i „Święta góra” (1973) nie doczekały się w Polsce premier, uchodząc za zbyt bluźniercze i epatujące okrucieństwem. Otaczała je legenda dzieł zakazanych. Pod zarzutem odprawiania na planie czarnych mszy, ich produkcję wielokrotnie wstrzymywano. Wiadomo, że niektórzy aktorzy grali pod wpływem LSD, że ekipę utożsamiono z bandą Mansona, a na reżysera szykowano zamach.
Aurę skandalu podgrzewały buńczuczne wypowiedzi Jodorowsky’ego, pozującego na maga, alchemika, antropologa, erudytę. I zapewniającego, że jego filmy wyrwą ludzi ze stanu apatii, wyzwolą spod panowania mamony, fałszywych proroków, instytucjonalnych religii, tyranii demokracji itd. Krótko mówiąc, otworzą oczy na nową duchową rzeczywistość.
Anarchistyczne przesłanie zostało wykrzyczane ciągiem dziwacznych obrazów, odwołujących się do najrozmaitszych mitologii, nie mających ze sobą wiele wspólnego ezoterycznych tradycji, opisujących inicjację. Od kabały i okultyzmu przez buddyzm zen, szamanizm aż do eksperymentów Gurdżijewa (prowadził na przełomie XIX i XX w. warsztaty pomagające „nazywać diabła po imieniu, by móc go wygnać”). Aby ułatwić widzom przyswojenie tej osobliwej mikstury, „Kret” został nakręcony w konwencji spaghetti westernu, a ambitniejsza „Święta góra” odwołuje się do emblematyki tarota. Niekoniecznie jednak przyczyniło się to do lepszego zrozumienia zamysłu reżysera, podającego się za ucznia Ejo Takate (mistrza zen z Meksyku) i Oscara Ichazo (boliwijskiego filozofa, ojca nowoczesnej teorii enneagramów – systemu 9 typów osobowości opartych na wykresie dziewięcioramiennej gwiazdy, związanego m.