Najnowszy światowy sukces polskiego pianisty to „January”, druga już płyta Tria Marcina Wasilewskiego dla wytwórni ECM (pierwsza, „Trio”, ukazała się w 1995 r.). Sukces ten lider dzieli z basistą Sławomirem Kurkiewiczem i perkusistą Michałem Miśkiewiczem – zespół gra ze sobą od 15 lat (Wasilewski z Kurkiewiczem nawet o trzy lata dłużej; zaczęli jeszcze jako uczniowie szkoły muzycznej w Koszalinie). Tę istną maszynę do grania wylansował Tomasz Stańko. Zespół występował wówczas jeszcze pod nazwą Simple Acoustic Trio i dał się już poznać z koncertów i z pięciu płyt wydanych w wytwórniach niezależnych. Wielki trębacz nagrał z nim dla ECM trzy płyty: „Soul of Things”, „Suspended Night” i „Lontano”, wspaniale przyjęte, tak jak i amerykańskie występy muzyków. Wasilewski i Kurkiewicz wystąpili też na zeszłorocznej płycie Manu Katché „Playground”. Manfred Eicher, szef ECM, a także krytyka światowa uznaje młodych artystów, zwłaszcza Wasilewskiego, za wschodzące gwiazdy jazzu. Wasilewski jednak – nic nie ujmując jego wielkości – nie jest na naszym rynku jedyny.
Polscy pianiści jazzowi czasów powojennych wyróżniali się od samego początku, czyli odkąd Andrzej Trzaskowski, Andrzej Kurylewicz (także kompozytor, trębacz i puzonista), Krzysztof Komeda czy młodsi o dekadę Włodzimierz Nahorny (także saksofonista) i Adam Makowicz uczyli się jazzu w ukryciu; Kurylewicz został nawet w 1954 r. usunięty za to ze studiów w Krakowie.
Wszyscy po uchyleniu żelaznej kurtyny odnosili sukcesy za granicą (Makowicz pozostał w Stanach Zjednoczonych). Wielu w latach 60. zaangażowało się w tzw.