Był 1990 r. Jacek, świeżo upieczony absolwent Politechniki Łódzkiej, razem z kolegą ze studiów Zbyszkiem Molendą produkowali metalowe zabawki w garażu. Tymczasem teściowa, wtedy jeszcze wykładowca na Wydziale Farmacji Akademii Medycznej, trafnie wyczuła, że państwowe Cefarmy kiepsko odnajdują się w nowej rzeczywistości. Namówiła więc Jacka, by przestał bawić się zabawkami i zajął handlem hurtowym lekami. Uświadomiła mu także, że na farmaceutycznym rynku najważniejsze są panie magister i należy je hołubić, a kontakty z nimi szczególnie pielęgnować. Pielęgnowanie kontaktów polegało na tym, że Szwajcowski nawet kilka razy dziennie podjeżdżał pod aptekę osobiście. Jeździli tak z Molendą po regionie łódzkim kilka lat. Firma rosła. Apteki zamawiały u nich coraz więcej leków. W 1994 r. firma Jacek Szwajcowski – hurtownia leków zmieniła nazwę na Medicines SA. W poważnej spółce akcyjnej dbaniem o panie magister zajmowali się już pracownicy.
Przyszła pora na kontakt z bankami. Z okazji kolejnej rocznicy istnienia firmy Szwajcowski zorganizował w Łodzi imprezę. Zaprosił pracowników, ale szczególnie witani byli przedstawiciele banków – wspomina uczestnik jubileuszowego spotkania. Zapamiętał zwłaszcza Andrzeja Olechowskiego, wtedy związanego z Bankiem Handlowym, oraz Huberta Janiszewskiego, wtedy prezesa Deutsche Bank Polska. – Nic dziwnego, obaj przecież byli potem, a Hubert Janiszewski jest do dzisiaj, członkami w radzie nadzorczej PGF – twierdzi osoba, która była także związana wtedy z firmą. Mówiło się nawet, że Szwajcowski wynagradza członków rady nie gotówką, ale udziałami. Żartowano, że to ze skąpstwa, bo Jacek uważany jest za osobę niezwykle oszczędną. Firma zarabia dziś prawie 4,5 mld zł rocznie, a on żonie nawet przychodni nie kupił.