W połowie 1953 r. do XIX-wiecznego zamku w Koszęcinie wprowadził się Stanisław Hadyna z grupą młodzieży wybraną z 12 tys. kandydatów do nowego ludowego zespołu Śląsk. Od czterech lat śpiewało i tańczyło już Mazowsze Tadeusza Sygietyńskiego. Śląsk miał być kolejną socjalistyczną kontrpropozycją na zachodnią popkulturę. Szybko stał się towarem eksportowym. Za Śląskiem, tak samo jak za Mazowszem, ciągnie się peerelowska historia i polityka; śmierć Hadyny przywołała wspomnienia. Plotka goni plotkę.
O dwuznacznej atmosferze obyczajowej wokół Koszęcina. O romansie założyciela z jedną z solistek. O nadzwyczajnym zainteresowaniu służb specjalnych zespołem. O dziwnych okolicznościach kolejnych dymisji i powrotów Hadyny.
W 1967 r. Śląsk, będąc na wyżynach sławy, śpiewał i tańczył w Zabrzu dla generała de Gaulle´a. To właśnie w trakcie tego koncertu, ponoć pod jego wrażeniem, prezydent Francji wzniósł okrzyk, który przeszedł do polityki i historii: "Niech żyje Zabrze, najbardziej polskie z polskich miast".
I wcześniej, i później Śląsk ocierał się o politykę. Władza raz głaskała Hadynę, raz pouczała, raz znowu groziła. Twórcę Śląska nagradzano najwyższymi orderami PRL i degradowano zawodowo. Może dlatego kilka osób ze świecznika śląskiej i krajowej kultury odmówiło wspomnień o profesorze, bo jeszcze za wcześnie na prawdę: - O zmarłym albo dobrze, albo wcale.
- Profesor wzbudzał biegunowe uczucia - mówi współpracownik Hadyny z przełomu lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. - Był wielkim artystą, twórcą zespołu, i tego historia mu nie odbierze, ale też człowiekiem zazdrosnym o sławę. Ze Śląska zbudował cokół, na którym sam stanął i nikogo w pobliże nie dopuszczał. Miał niesamowity dar przekonywania, co spowodowało, że narosło wokół niego sporo legend.
Legendy marcowe
Jedna z nich wiąże odejście Hadyny ze Śląska z wydarzeniami marcowymi. Ze stanowiska dyrektora naczelnego zdjęty został 14 lutego 1968 r., choć pozostał kierownikiem artystycznym (z biegiem czasu z coraz mniejszym wpływem na wizerunek zespołu); na jego miejsce przyszedł Janusz Maciejewski z KW PZPR. W telefonicznej rozmowie Maciejewski najpierw zgodził się na spotkanie i rozmowę o Śląsku, ale później kategorycznie odmówił: - Milczałem przez dwadzieścia lat, choć na każdym kroku byłem opluwany, i pozostanę w tym postanowieniu. Zaręczam tylko, że Marzec nie miał, bo nie mógł mieć, nic wspólnego z odwołaniem Hadyny.
Adam Pastuch, zastępca Hadyny, pełniący po jego śmierci obowiązki dyrektora, mówi, że profesor, przynajmniej przy nim, nigdy nie wracał do wydarzeń marcowych: - Może na siłę chce się go dopasować do historii?