To było moje państwo
Jednym z sędziów, których nazwisko znalazło się na liście współpracowników organów bezpieczeństwa, jest Roman Kasperkiewicz z Ząbkowic Śląskich. - Tak, świadomie współpracowałem ze służbami bezpieczeństwa. Wiedziałem, co robię i nikt mnie do tego nie zmuszał. To były służby państwa, które uważałem za swoje - mówi. - Nie widziałem w tym nic złego ani wtedy, ani teraz, choć z organami obecnego państwa nie współpracowałbym.
W 1982 r. jechał wraz z grupą innych studentów do Berna, na zaproszenie organizacji lewicowej młodzieży szwajcarskiej. Oficer SB, wręczając mu paszport, poprosił o raport, jeśli podczas podróży wydarzy się coś ciekawego. Nie straszył, że w razie odmowy zatrzyma paszport. - Po powrocie do Polski napisałem raport o tym, że zginęły nam bagaże i odnalazły się na stacji, na której nigdy nie byliśmy - opowiada Kasperkiewicz. - Podpisałem się pod nim imieniem i nazwiskiem.
W stanie wojennym zakładał Akademicki Socjalistyczny Związek Młodzieży Uniwersytetu Wrocławskiego. W statut ASZM wpisana była kierownicza rola partii, ale związek domagał się także demokratyzacji w kraju i zmiany polityki gospodarczej, więc odmówiono mu rejestracji. Inny oficer SB poprosił o informacje o nastrojach w związku. Nie wymagał pisemnych raportów, wystarczyły ustne relacje. Kasperkiewicz przekazywał dokumenty związku, mówił o planach organizacji, reakcji na odmowę zarejestrowania. Podpisywał tylko oświadczenia, że będzie milczał.
- Uważałem, że państwo ma prawo wiedzieć, jakie są nastroje wśród młodzieży - tłumaczy. - Nigdy nie otrzymałem za to pieniędzy ani żadnych innych gratyfikacji, niczego mi nie załatwiono.
Studia kończył w 1984 r. Potem trzy lata przepracował jako asystent w zakładzie prawa państwowego UWr.