Jednym ze źródeł nieuzasadnionych kosztów w służbie zdrowia jest system doraźnej pomocy przedszpitalnej, czyli pogotowie ratunkowe. Jest to chyba najdroższa tego typu instytucja w Europie. I wymaga zasadniczej reorganizacji.
Karetka jak Rolls-Royce
Dzisiejsze Pogotowie składa się z dwóch części. Pierwsza to Kolumny Transportu Sanitarnego, które są właścicielami samochodów, odpowiadają za ich serwis i zatrudniają kierowców. Druga, właściwe pogotowie ratunkowe, zatrudnia personel medyczny i jest odpowiedzialna za wyposażenie medyczne ambulansów. Jak z tego wynika, Pogotowie nie ma wpływu na dobór eksploatowanych ambulansów, jakość ich eksploatacji, a nawet - na dyscyplinę pracy kierowców. Kolumny Transportu Sanitarnego nie mają praktycznie żadnych realnych bodźców do racjonalnego gospodarowania. Kierowcy nie muszą mieć jakiegokolwiek przeszkolenia medycznego. Nie mają też obowiązku uczestniczenia w udzielaniu pomocy. W trakcie spotkań dotyczących pomocy przedszpitalnej koledzy z krajów zachodnioeuropejskich nie mogli się nadziwić, że taka sytuacja jest możliwa. Było dla nich oczywiste, że kierowcą ambulansu jest paramedyk (czyli osoba z podstawową wiedzą medyczną). W Wielkiej Brytanii stanowi on nierzadko jednoosobową załogę ambulansu. W wielkich miastach środkiem lokomocji niosących pierwszą pomoc paramedyków bywa motocykl, który sprawniej daje sobie radę w korkach.
Kolejnym czynnikiem zwiększającym koszty jest obecność lekarza w każdej karetce pogotowia. Należy się zdecydować: albo ma być to system doraźnej pomocy, albo bardzo kosztowny system lekarskich wizyt domowych. Nie na darmo coraz więcej krajów europejskich wprowadza dwustopniowy system reagowania.