Archiwum Polityki

Polskie skrzydła w błocie

Jerzy Hoffman zapowiadał w wywiadach, że filmując powieść Sienkiewicza kręci wielki romans na tle historycznym, nasze "Przeminęło z wiatrem" w XVII-wiecznych realiach. Czy ten zamiar w pełni się powiódł? Od 12 lutego film jest już w kinach.

Jestem fanatycznym wielbicielem "Trylogii", a najbardziej lubię właśnie "Ogniem i mieczem", od pierwszych kart poczynając, od genialnego opisu Dzikich Pól, które dzięki Sienkiewiczowi stały się dla kolejnych pokoleń czytelników przestrzenią wręcz bajeczną, magiczną. Na tym rozległym tle opowiada pisarz dzieje wojny polsko-ukraińskiej (w jego interpretacji jest to wojna domowa), która rozdziela parę kochanków: dzielnego porucznika Jana Skrzetuskiego i piękną kniaziównę Helenę Kurcewiczównę. Jest też "ten trzeci" - zakochany w Helenie do szaleństwa ataman kozacki Jur Bohun. Wątek romansowy stanowi poniekąd dopełnienie głównego konfliktu - równolegle toczy się "wojna trzech serc".

Bardzo trudno opowiedzieć to wszystko w trzygodzinnym filmie. Po premierze prasowej Hoffman dostał owacje na stojąco. Jak najbardziej zasłużenie. Stęskniliśmy się za normalnym, porządnym filmem polskim, który nie będzie nieudaną kopią zachodnich hitów. "Ogniem i mieczem" to tryumf rzetelnej, starannej roboty, co jest przede wszystkim zasługą reżysera, ale także scenografów, kostiumologów i całej ekipy technicznej, ze specjalistami od tricków włącznie. Może tylko poligonowi w Biedrusku brakuje - mimo wysiłków operatora - tchnienia szerokiego stepu.

Scenariusz Jerzego Hoffmana idzie dość wiernie tropem kolejnych rozdziałów ksiąg Sienkiewicza, ale pewne wątki, sceny i postacie musiały zostać pominięte; wszystkiego żadną miarą nie dało się przecież pomieścić. Niektóre pominięcia są jednak dotkliwe. Zabrakło na przykład sceny kończącej pierwszy tom, kiedy to zanosi się na przedwczesny happy end, kompani już piją zdrowie Skrzetuskiego i Heleny, bezpiecznie ukrytej w Barze, kiedy wraca z podjazdu Kuszel i przerywając ucztę, wypowiada dwa złowieszcze słowa: "Bar... wzięty!" Kochany panie Jerzy, na miły Bóg, jak pan mógł pominąć tę scenę?

Polityka 7.1999 (2180) z dnia 13.02.1999; Wydarzenia; s. 16
Reklama