Archiwum Polityki

Na receptę – polisa

Dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne to jeden ze sposobów Platformy Obywatelskiej na wyleczenie chorej służby zdrowia. To co ostatnio w tej sprawie zaprezentował rząd, jest jednak nieporozumieniem.

W pierwszej połowie roku ma powstać akt prawny, który zdaniem minister Ewy Kopacz otworzy furtkę do szerokiego skorzystania z tego typu oferty. Od 2009 r. każda osoba objęta ochroną NFZ będzie mogła kupić tanie (około 30 zł miesięcznie) dodatkowe ubezpieczenie równoległe, dające prawo do „lepszej opieki pielęgniarskiej oraz możliwość wyboru lekarza w szpitalu”. Taka polisa nie zagwarantuje jednak ani skrócenia kolejki na zabieg, ani pokrycia kosztów świadczeń, których NFZ nie będzie refundował. Motywacja do sięgnięcia po tego rodzaju ubezpieczenie będzie więc znikoma. A dobrowolne ubezpieczenia zdrowotne – choć inaczej konstruowane – już zresztą w Polsce są.

Dziś oferuje je dziewięć firm, a korzystają z nich najlepiej sytuowani Polacy. Prywatne polisy zdrowotne wykupiło 2 proc. obywateli, oczywiście najzamożniejszych. Teoretycznie nie jesteśmy więc skazani na jednego państwowego ubezpieczyciela, jakim jest upolityczniony Narodowy Fundusz Zdrowia.

Dr. Krzysztofa Grzylińskiego, prezesa polskiego oddziału firmy GenRe Life&Health, trzeciego na świecie reasekuratora, dziwi jednak optymizm, z jakim spotyka się na konferencjach poświęconych polskiemu rynkowi ubezpieczeń. Niektórzy wykładowcy, uzbrojeni w slajdy oraz sondaże, w których ponad połowa Polaków deklaruje chęć wykupienia prywatnej polisy, przekonują, że ten rynek już dziś stwarza spore możliwości zarobku. Tymczasem nie jest to prawda. – Od 8 lat wartość składki z tytułu dobrowolnych ubezpieczeń zdrowotnych oscyluje wokół 1 proc. ogółu wydatków ponoszonych na opiekę medyczną. To zbyt mało, aby mówić o rozwijającym się rynku – mówi dr Grzyliński.

Gdy 10 lat temu jego firma podejmowała decyzję o wejściu do Polski, wydawało się, że rozwój ubezpieczeń będzie dużo łatwiejszy, a akcesja do Unii Europejskiej znacznie go przyspieszy.

Polityka 4.2008 (2638) z dnia 26.01.2008; Rynek; s. 50
Reklama