Co myślę patrząc na rozebraną Polkę” – tak zatytułował zbiór obserwacji, polemik z krytykami, pamflecików na kolegów-filmowców Walerian Borowczyk. Do popisów prozą i wierszem dołączył zdjęcia, rysunki, kolaże i szkice, świadectwo zainteresowań artysty nie tylko erotyką wyzwoloną. Z blisko 500-stronicowego dzieła przepisuję felietonową szarżę: „W Polsce spotężniała generacja inteligencji handlowo-biurowej, kóltóra kompióteróf. Poza tym Polska jest narodem scenarzystów. Każdy poseł ma jakiś scenariusz i jest aktorem na jakiejś scenie politycznej”... Autor cokolwiek przesadził. Naród scenarzystów? U nas wystarczyłoby, żeby zastrajkowała jedna jedyna Ilona Łepkowska, by lampka zgasła. Poselskie scenariusze? Mawiał jeszcze przed wojną Ludwik Starski: – Scenariusz można napisać za 1000 zł, za 500 zł, za 100 zł. Ale za 100 to ja bym panu nie radził.
Wiele wskazuje na to, że nasi parlamentarzyści są oszczędni, liczą się z każdym groszem, zaniżają koszty. „Kupię mieszkanie posła (tu nazwisko) po cenie, jaką podał w swoim oświadczeniu majątkowym” – sporo zamieszania wywołało ogłoszenie w Internecie jakiegoś złośliwca, który zadumał się nad bidą z nędzą swego wybrańca. Wracam do Borowczyka: „Gdybym miał oceniać Polskę po tym, co słyszę w radio (telewizji nie oglądam), to musiałbym Polskę nazwać najweselszym krajem na kuli ziemskiej. Neandertal nad Wisłą” – podsumowuje z właściwym sobie ciepłem. Nie ma go już wśród żywych, nie dostanie mu się za ten Neandertal. Jaki zresztą Neandertal? To pomyłka. Mniej śmieszne niż pomyłka, o której opowiadał Groucho Marx:
– Po zdjęciach wróciłem do hotelu. W apartamencie w moim łóżku zastałem rezolutną panienkę.