Jurku drogi, wyniki ankiety literackiej "Polityki" poraziły mnie równie jak Ciebie. Lem przed Wyspiańskim, Prus za Hłaską, macho-grafoman Hemingway jako najwybitniejszy pisarz wieku, wreszcie Trylogia jako dzieło wszech czasów... Obwiesić się przyjdzie! Nie to mi jednak każe napisać ten list, lecz Twoje systematyczne i konsekwentne w komentarzu do ankiety znęcanie się nad Żeromskim. A to jest sprawa naprawdę poważna. Nie podoba Ci się zdanie "ogary poszły w las" - zapytujesz: "czyje ogary, jaki las, kiedy i dlaczego poszły"... Składam to na karb Twojej przekory. Skądinąd "Czarodziejska Góra" zaczyna się od słów: "Było to w środku lata" - jakie lato, czy lato ma środek, a jeśli już ma, to wypada on 8.08., tymczasem Tomaszowi Mannowi chodzi o inny dzień - nawet głupek nie umiał policzyć. Profesor Wiesław Juszczak miażdżył studentów podstępnym pytaniem: jaka słynna powieść zaczyna się w tłumaczeniu polskim (sic!) od całkowicie bezsensownych słów, z których dalej nic zresztą nie wynika: "Eh bien, mon prince, Genes et Lucques ne sont plus que des apanages..." Zgaduj zgadula. Ja nie wyjaśnię, bo nie chcę psuć Juszczakowi dowcipu.
Z tym że Twoje zastrzeżenia do ogarów nie są bynajmniej niewinne. Wynikają z klerkowskiego, by nie rzec formalistycznego umiłowania piękna frazy; a zaraz dalej konstrukcji dyskursu, w której nie popada się w kicz i nie epatuje, że się odwołam do Twojego ostatniego felietonu, o szeroko pojętym zarzynaniu kur. Jest to postawa konsekwentna i nie mam zamiaru z nią polemizować. Rzeczywiście, o ile u Sienkiewicza czerń obrzynająca piersi szlachciankom, rozpruwająca brzuchy ciężarnym etc., to tylko folklorystyczna pocztówka, z którą nam miło i barwnie żyć (zaraz pan Zagłoba dowcip opowie); o tyle u Żeromskiego: "Dziecko ujrzało język wywalony z ust, straszliwe, bezgranicznie wylękłe oczy.